Wbrew pozorom samodzielne robienie zastrzyków, to nie zabawa.
Osoba, o której napisał Robert mogła całkiem spokojnie mieć jakieś wykształcenie farmaceutyczne, medyczne lub weterynaryjne, szczególnie, jeśli starej daty.
Kiedyś na Allegro kupiłam książkę z lat 50-tych "Receptura dla felczerów". Tam jest dużo napisane, jak takie rzeczy robić w warunkach powojennej apteki, bez dyktatu wielkich koncernów, ani możliwości ich produktów. Po pierwsze filtracja, po drugie sterylność, po trzecie nośnik nie może powodować strącenia do zawiesiny wstrzykiwanej substancji. I tak dalej.
A tak na marginesie: felczerów uczono w technikach - to było wykształcenie średnie, a jednak o mało co lekarz. Teraz formalnie w Polsce felczerów nie kształci się, ale już w Niemczech podobno tak.
Pozdrowienia :-)