Matka: przeżyła dwie wojny światowe, w tym banderowców i wielokrotne przejścia różnych wojsk, jej ojciec zginął w pierwszej wojnie, nigdy go nie zobaczyła, wychowana przez swoją mamę w małym gospodarstwie na obecnej Ukrainie, pod względem narodowościowym "tutejsza". Mąż by zniknąć banderowcom z oczu dał się wziąć do wojska polskiego Berlinga. Wojnę przeżyli. Potem rodzina została przesiedlona na zachód obecnej Polski. Córka: drugą wojnę światową, banderowców, przemarsze wojsk i przesiedlenia przezyła jako dziecko, ale potem większych problemów nie było. Normalnie, jak to w tamtych czasach: cięzka praca w gospodarstwie, szkoła, studia, wyprowadzka do miasta, rodzina.
Tak, że matka obiektywnie miała zdecydowanie więcej obiektywnych problemów, niż córka.
Obiektywnie, to większość ludzi w tamtych czasach między wojnami miało bardzo ciężkie życie. W sumie jednak tej rodzinie się udało, bo jednak przeżyli to wszystko najwyżej nieco potłuczeni walcami historii.
***
Zgadzam się, że mitochondria, jako "kotłownia" dla kazdej komórki są bardzo ważne. Ja tylko poddaję pod wątpliwość wyłączne dziedziczenie problemów neurologicznych po linii żeńskiej.
Zgadzam się, że po wysłuchaniu medycyny należy wziąć sprawę we własne ręce. Jednak, niestety, to nie jest proste. Na przykład udowodniono, że w pewnych okolicznościach, najczęściej po urazach, komórki glejowe, zamiast chronić neurony, to je zabijają. Są badania, że garbniki z wywarów z zielonych szyszek sosnowych to zjawisko mogą hamować. Neuroplastyczność pewnie dużo daje, pytanie, tylko, jak długo jej wystarczy w wieku 80+ lat?
Na razie walczy się z zablokowaną medycyną o skierowanie na tomografię, właśnie po to, by wykluczyć przyczyny krążeniowe. Po USG wyszło, że naczynia szyjne są prawie idealne, prawie bez miażdżycy.
Pozdrowienia :-)