Łatwo dać się wpuścić w ślepą uliczkę, jeśli współczesne publikatory traktuje się jak biblię...
(jak już uznajemy wpływ religii na ziołolecznictwo ;-)
Tymczasem chwila próby - znalezienia czegoś na temat mięty meksykańskiej w źródłach naukowych okazuje się całkiem jałowa. Z tego wyciągam wniosek, że znów marketing jest bardziej przebojowy od wiedzy.
Najprawdopodobniej ktoś publikując artykuł o Plectranthus amboinicus (mięta meksykańska, kubańskie oregano)

w kolorowym portalu dla znudzonych pań, wstawił zdjęcie kłosowca

i zaczęło to żyć własnym życiem. Od razu uprzedzę, że nie sprawdzałem, czy ów autor posiadał tytuł, stopień czy tylko imaginację kompetencji - ważne, że rodzimi specjaliści wzięli to za dobrą monetę i sprzedając nasiona kłosowca określają go nazwą mięta meksykańska.
Dopuszczam możliwość, że się mylę, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi na tę chwilę wskazują, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Ciekaw jestem opinii osób które zetknęły się z obiema roślinami.