Historia o częściowo dobrym zakończeniu.
Każda podobna sytuacja wprawia mnie w dysonans poznawczo-mentalny. Może mógłbym pomóc, przynajmniej częściowo, jednak ilość informacji, która dotyczy osoby w potrzebie jest naprawdę znikoma. Tu moje przypuszczenia mogą dalece się różnić od faktów bo mogę się tylko domyślać. Sam miałem ogromne problemy z siatkówką, kilka lat bezskutecznie próbowałem je rozwiązać. W naszym kraju można szybko i niedrogo wykonać wiele wartościowych badań i testów wzroku i oczu (z punktu widzenia diagnostycznego) Potem jednak wszelkie propozycje terapii czy "leczenia" są dokładnie takie same i w tym samym zakresie co proponują nawet najlepsze renomowane kliniki na świecie. Skuteczność tych interwencji w zakresie większości chorób związanych z siatkówką jest mizerna.
Większość topowych suplementów z dużymi dawkami luteiny, zeaksantyny, różnych karotenoidów, enzymów, witamin itd w dowolnych dawkach i konfiguracjach zmieniają sytuację głównie w portfelu i trochę w psychice bo zawsze można wtedy myśleć, że zrobiło się co było możliwe czy dostępne.
Pogodziłem się już z tym, że czytając nawet z dużego monitora (b. dużo czytam) i powiększając litery do wielkości liniowej nawet ponad 2 cm tekst się rozmywał, był rozkołysany i ciemnawy. W tym czasie zajmowałem się też elektroniką i lutowaniem mikropodzespołów co stawało się już praktycznie niemożliwe.
Zmiany w błonie podsiatkówkowej (obrazowanie OTC) miały charakter zapalny przewlekły i degeneracyjny z licznymi druzami (wyrwy tkankowe) pierwsze symptomy odklejania się siatkówki i mam na to sporo papierów. Przepytałem kilku zacnych okulistów.
Przestudiowałem "cały" internet w tym temacie, rozmawiałem z kilkoma osobami, które próbowały ratować swoje oczy od AMD i kilku innych podobnych schorzeń i widziałem skutki tych piekielnie drogich zastrzyków, preparatów celowanych i innych technologii. Wglądało to słabo i raczej beznadziejnie.
Całą uwagę skupiłem wtedy na rozwiązywaniu innych problemów zdrowotnych, które uważałem może nie tyle za ważniejsze co mające większe statystyczne szanse na jakąś poprawę czy zmianę.
Wiele setek czy tysięcy godzin poszukiwań doprowadziły mnie pewnego dnia do całkowitej zmiany wielu paradygmatów medyczno naukowych i paru innych.
Zacząłem od wielu zmian w sposobie żywienia, doboru produktów żywnościowych i kilku rzeczy z pogranicza suplementów. Zmiany na dobre, które rozpoczęły się w moim organizmie bardzo mnie zaskoczyły. Po kilku miesiącach zauważyłem, że w kilku sytuacjach nie potrzebowałem już latarki by coś lepiej widzieć. Znów zczytywałem nr rejestracyjne i znaki drogowe nawet z większej odległości. Kiedy zacząłem odsuwać się od monitora zwróciłem uwagę, że widzę bardzo dobrze i ostro. Wszystkie linie poziome znów były proste a te miliony bardzo wyraźnych mikroklasterków tworzących piksele na ekranie mogę po prostu zacząć liczyć (gdyby nie ręce, które troszkę drżą ) Potem sprawdzałem wielokrotnie, że mogę czytać najmniejszy fizycznie możliwy do wydrukowania tekst. I bardzo mi się to podobało. Działałem zupełnie z inną myślą a jedną z pierwszych i najbardziej spektakularnych zmian były moje oczy, moja siatkówka, moje widzenie.
Teraz po kilku latach wiem, że większość procesów, które określamy jako degeneracyjne czy starzeniowe są odwracalne, niektóre nawet w dużym stopniu. Mam taką roboczą hipotezę, że komórki, tkanki czy organy, które charakteryzują się silną powierzchniową czy strukturalną proliferację z apoptozą z powodu charakteru funkcji i środowiska w jakim pracują na przykład komórki siatkówki, skóry, czy wyściółki ścian żołądka regenerują się najszybciej. Co innego powięź czy tkanka kości. Wiem też, że to , co robi większość ludzi kierując się wiedzą "obowiązującą" w środowisku alternatywy medycznej czy tym bardziej medycynie akademickiej - nie jest w stanie w większości przypadków poradzić sobie ze swoimi problemami. Dzieje się tak, dlatego, że działa zawsze ten sam mechanizm dezinformacji i dopasowywania przeczytanych czy zasłyszanych procedur do swoich "twardych" i prawie niezmiennych przekonań. Mechanistyczne podejście do organizmu, rozdzielne traktowanie poszczególnych części ciała i skupianie się na symptomach czy walka z nimi jest prostą receptą do nieuchronnej porażki.
Potrzebna jest ogromna wiedza z biologi, fizjologii, biochemii i przede wszystkim szacunek do siebie, do swojego organizmu. Jeśli ktoś myśli, że kupi kilka najlepszych supli, leków czy mieszanek ziołowych lub czegoś podobnego i rozwiąże swoje przypadłości - jest w błędzie. Większość nic prawie nie umie powiedzieć o przyczynach swojej długoletniej choroby oprócz tego co wyczyta w internecie czy gdziekolwiek. Większość zadaje pytania typu- co na prostatę? co na trądzik? co na wypadające włosy, co na schizofrenię? co na mięśniaki macicy? itd. itp. I każdy chce usłyszeć prostą do zastosowania odpowiedź. Ja też tak robiłem.
Kiedy odpowiedź jest dłuższa i okazuje się, że np. nie może już jeść swojej ukochanej potrawy to oburzony przerywa i zazwyczaj rezygnuje. Kiedy słyszy, że powinien zrobić kilka innych rzeczy dla siebie - z reguły pyta czy to jest potrzebne bo mu się to nie podoba, tamto nie smakuje i w ogóle gdzie jest ta jedna pigułka czy szczepionka na wszystko. Żeby wziąć i więcej nie zaprzątać sobie głowy czy nie zawracać dupy jakimś głupim spacerem albo 3 minutowym ćwiczeniem itp. Z jednej strony bardzo chce być zdrowy a potem na co dzień wszystko robi inaczej bo...(wymyśl tu jakiekolwiek usprawiedliwienie). Tak naprawdę bardzo niewiele osób wykonuje zalecenia lekarza czy kogokolwiek sumiennie i systematycznie. Na pewno to znacie. Na pewno znacie też tysiące wymówek. Znam ludzi biorących ten sam lek od 20 lat, którzy spytani o nazwę odpowiadają: no ta; wiesz ta taka mała czerwona tabletka, wszyscy to biorą na nadciśnienie. Tak traktujemy siebie, dla innych nawet tak dużo wyrozumiałości już nie mamy zwykle.
To co piszę to tylko mikro ułamek moich przemyśleń czy doświadczeń. Ludzie którym czasem można podpowiedzieć czy pomóc czasem po prostu nie mają takich możliwości jak my tutaj w kraju. Czy finansowych, czy organizacyjnych. Jest też wiele innych barier granica, odległość język, dostępność....
I nawet jak mam świadomość, że są sytuacje w których czuję, że mógłbym kogoś wesprzeć dobrą radą czy sposobem to z drugiej strony widząc jak duże masy ludzi potrzebują takiej pomocy, wiem już teraz, że nie da się tego zrobić. Może kilka, kilkanaście osób. Systemowo nie, bo taki system zbudowaliśmy (dotyczy calego świata, nie tylko Polski) co więcej - współtworzymy ten system, każdy z nas jest jego pionkiem czy elementem lub uczestnikiem aktywnym, mniej czy więcej. I ten system powolutku każdego z nas zahaczy któregoś dnia którymś ze swoich trybów i nie pozwoli wyjść z choroby. Wcale nie specjalnie, nie intencjonalnie. System działa i nie myśli. I tylko wtedy gdy mamy sporo szczęścia, trafimy na odpowiednią wiedzę lub ludzi i trochę się nam uda - mamy szansę iść przez życie troszkę inną drogą. To, że kończy się tak samo - wiemy dobrze. Zatem najważniejsze powinno być to, co pomiędzy.
Wracam do głównego wątku, przepraszam.
Drogą ryzykownej syntezy malutkiej szczypty informacji na temat tej młodej dziewczyny, własnej wiedzy i doświadczenia mogę napisać tak. Istnieje szansa by ten proces degeneracji zatrzymać, może nawet trochę odwrócić. Kluczem jest równowaga hormonalna i neuroprzekaźnikowa naruszona u tej dziewczyny w dość dużym stopniu o czym świadczy poszlaka problemów tzw. kobiecych. Na pewno ma to istotny związek z tarczycą i częściowo nadnerczami ale dotyka tkanki nerwowej i naczyniowej. Oczy są jakby wysuniętą częścią tkanki mózgowej i nie tylko oczy w takich przypadkach niedomagają, mózg w takim samym stopniu ale to trudno stwierdzić w żywym organizmie. Kilka elementów dietetycznych jest niezwykle istotnych w tych warunkach ale będąc gdzieś w górach na pewno jest bardzo utrudnione. Chodzi o dostęp do kilku specyfików, normalnych podstawowych produktów żywnościowych.
Basiu, istnieje co najmniej kilka podstawowych i nie wiem jaka ilość złożonych chorób siatkówki, błony podsiatkówkowej czy samej plamki żółtej na które można załapać się już w bardzo młodym wieku i nie wliczam w to kilku chorób o wyraźniejszym podłożu genetycznym. Widziałem to w statystykach kilku krajów a trend rozwija się w kierunku coraz młodszych.
Leo - bardzo słusznie zauważył, że ma to związek z energetyczną dysfunkcją mitochondriów z tego obszaru gałki ocznej ale również tkanki nerwu wzrokowego, obszarów potylicznych i czasem samej przysadki. To wymaga ustaleń, testów, podobnie jak profil hormonalny tarczycy, nadnerczy i niektórych przysadkowych czy androgenowych by mieć całkowitą pewność. Są tu wymagane jeszcze 3 istotne testy do zrobienia - poziom homocysteiny, prolaktyny i serotoniny.
Ja zrobiłem to mając znacznie mniej informacji niż teraz wiem ale ja mogłem na sobie to przeprowadzić i nie wolno mi namawiać innych wprost do podobnego działania.
Leo podał bardzo przydatną propozycję procedury pomocniczej - sesje ze światłem podczerwonym, powiedzmy 30 min 2 x dziennie gdzie pożądana długość fali to 660, 670 czy 693 nm. Ale w warunkach domowych zwykła żarówka na podczerwień typu "Kwoka" o mocy ok 150-175W za ok 14zł doskonale się sprawdza i przekrywa ten zakres promieniowania.
Przykład suplementu z luteiną, zeaksantyną itd. moim zdaniem jest dość ryzykowny choćby z powodu silnego hamowania wytwarzania energii w mitochondriach i pracy tarczycy przez dowolne karotenoidy. Rozważałbym naturalną, prawdziwą wit A z żywności(np wątróbka) wit E, niacynamid czy koenzym Q10, salicylany bądź aspirynę, kofeinę czy naturalny progesteron jako antagonistów estrogenów i niacynamid z tiaminą w dawkach RDA lub odrobinę większych. Oczywiście poziom D3 powinien być przyzwoity.
Te rzeczy zawsze dają wsparcie i są bezpiecznie. Oprócz tego istnieje kilka innych konkretnie działających ale można je uwzględnić tylko w oparciu o solidne testy i precyzyjny wywiad.
Ten krótki przykład pokazuje, że nawet dość proste do rozwiązania inne choroby czy dysfunkcje wymagają naprawdę o wiele więcej pracy uwagi i zaangażowania niż tylko recepta na 2 leki, jeden zastrzyk, czy kilka suplementów. Prawie w ogóle nie ruszyłem sprawy odżywiania.