Chciałabym i ja coś wnieść do tej dyskusji nad badaniami mammograficznymi...
podam podejście do tej kwestii lekarzy środowiskowych, nazywających siebie (i chyba słusznie):"lekarzami od przyczyn".
Fragment z ksiązki J. Maslanjy:"Od lekarza do grabarza":
""Wróćmy jednak do mammografu.
Jest to urządzenie skonstruowane w Ameryce w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.Zadaniem jego jest prześwietlenie piersi "nieszkodliwą" wiązką promieni Roentgena w celu potwierdzenia lub zaprzeczenia obecności nowotworowego guza. Nie wszyscy jednak lekarze wierzą w jego medyczną przydatność.
Jednym z najbardziej zdecydowanych przeciwników mammografu jest m.in. dr Charles Simone, dla którego jest on urządzeniem szkodliwym dla zdrowia o mniejszej od tradycyjnej skuteczności diagnozowania.Jego zdaniem, technika palpacyjna (badanie piersi palcami dłoni) jest o wiele bardziej przydatna:"Sprawdzanie piersi przez lekarza jest tak samo lub bardziej skuteczne od mammografii.Lekarze, którzy przeznaczą od 10-15 minut na tę procedurę spowodują zwiększenie prawdopodobieństwa identyfikacji problemów".
Próby wyjasnienia argumentacji dr Simo9ne podejmowane w przeszłości, ostatecznie powstrzymał Kanadyjczyk , prof. dr John C. Bailar, który również nie zgadza się ze stanowiskiem propagatorów techniki mammograficznej, jakoby mammograf przedłużał życie pacjentkom. Tego rodzaju przekaz , w opinii dr Bailara, profesora epidemiologii i biostatystyki na Uniwersytecie Mc Gill w Kanadzie, jest oparty na podstawach subiektywnych i bez pokrycia.
Otóż, jego zdaniem, statystyczne obliczanie współczynnika przeżycia pacjentek z rakiem piersi następuje z chwilą pierwszego mammograficznego prześwietlenia, czyli modnego "skryningu".
Fakt, że mammograf może doszukać się nowotworowego guza o rok wcześniej (wykryty guz zazwyczaj ma już 10-12 lat), wcale nie świadczy o tym, że pacjentki po mammografii żyją dłużej od tych, które użyły metody palpacji, twierdzi prof. Bailar.
W opinii lekarzy "przyczynowców" - "wcześniej" oznacza wcześniejsze zabiegi chemoterapii, naświetlania lub ingerencję chirurga, z czym wiąże się zwiększone prawdopodobieństwo stymulacji i intensyfikacji choroby.Nieco opóźnione w czasie wykrycie guza metodą palpacjio nie zmniejsza szans wyleczenia!"
teraz ja: rozdział jest bardzo obszerny, więc podam tylko niektóre fragmenty
cytat:"zdecydowanie bardziej krytycznie brzmi kolejna wypowiedź, tym razem Irvinga Brossa, dyrektora instytutu naukowego specjalizującego się w badaniach nad rakiem (Orwell Park Memorial Institute for Cancer Research, USA):"Kobiety powinny zostać poinformowane o niebezpieczeństwie mammografii...Lekarze rzucili się na to masowo. Zabrali się do tego natychmiast, prześwietlając nie kilka, a ćwierć miliona kobiet"(...)
"...Taki wzrost ekspozycji w liczbie ćwierć miliona osób, co mogło przynieść więcej szkody niż dobra, było aktem kryminalnym, sponsorowanym przez rząd federalny i Amerykańskie Towarzystwo Raka".
A co na to inni? Profesor dr medycyny John W. Gofman jest naukowcem z departamentu biologii molekularnej na Uniwersytecie w Berkley (USA) i laureatem wielu prestiżowych nagród (również w dziedzinie kardiologii), który przez ponad 30 lat zajmował się skutkami naświetlania jonizującego o niskim poziomie natężenia, z jakim mamy do czynienia m.in. w mammografii. Uważa on, że im częściej poddajemy się mammografii tym gorzej. Spowodowane jest to, zdaniem profesora, akumulacją, przez co kolejne naświetlania wywołują proporcjonalnie poważniejsze szkody.
Prof. Gofman twierdzi:" Z uzyskanej obecnie ewidencji należy w pełni logicznie i naukowo wnioskować, że wszystkie rodzaje raka mogą być wywołane naświetlaniem".Kiedy oświadczył (będąc wciąż zatrudniony przez atomową komisję energii), że ryzyko raka podawane do publicznej wiadomości jest dziesięciokrotnie zaniżane, okazało się, że wkrótce po tym musiał poszukiwać pracy.
Prof. Gofman jest przekonany, że 74% rocznych zachorowań na raka piersi spowodowane jest promieniowaniem z różnych źródeł. "W naszej ocenie - mówi prof. Gofman - około 3/4 obecnych przypadków raka piersi w skali rocznej USA jest spowodowane wcześniejszym promieniowaniem jonizującym, głównie ze źródeł stosowanych w medycynie".
Najnowsze informac je, z jakimi zetknąłem się na temat istnienia zależności pomiędzy mammografią a wzrostem zachorowań na raka piersi, pochodzą z "Journal of American Medicine (2002), który doniósł o rezultatach badań, przeprowadzonych w amerykańskim Centrum Naukowym Raka im. F. Hutchinsona.
Naukowcy centrum potwierdzili dwukrotny wzrost przypadków raka piersi, którym wykonano dwa lub więcej zdjęć mammografem w porównaniu z kobietami, którym nigdy ich nie robiono.Natomiast jedno tego rodzaju prześwietlenie powodowało wzrost zachorowań "tylko" o 60%." koniec cytatu
.... zawsze jak piszę o promieniowaniu, naświetlaniach ...przychodzi mi na myśl mój mąż, którego przy zerowym PSA, z powodu marginesu + naświetlono dawką 66 Gy....mimo, że mam jeszcze z tego tematu wiele interesujących wiadomości...czuję, że muszę skończyć...bo po prostu ...zaczynam się źle czuć psychicznie...Pozdrawiam Ewa