Pomysł ze smarowaniem to dobra rzecz - chociażby dlatego, że chorego bolą rozpadające się kości. Przez skórę powinien przejść coś przy okazji.
Niestety, naturą tej choroby jest zniszczenie szpiku. Dodatkowo chemia przed autoprzeszczepem powinna zniszczyć stary szpik, aby ten przeszczepiony się przyjął i dalej rósł zdrowo. Problemem podobno zwykle jest to, że nie udaje się zniszczyć statego szpiku całkowicie, a i ten wszczepiany przecież nie jest całkowicie zdrowy. I tak dalej... tylko, że już następnego autoprzeszczepu być nie mogło, a i on niezbyt pomógł.
W książce "Medycyna naturalna" jest kilka mieszanek ziołowych wspomagających przy różnych chorobach układu krwiotwórczego typu białaczka lub szpiczak. One w większości zawierają korzeń miniszka. Ja myślę, że to ma o tyle sens, że układ odpornościowy już nie ma czego tu zabijać, on powinien właśnie przestać zabijać własne komórki. Tu nie ma żadnego guza czy innej zmiany, którą należałoby usunąć za pomocą wolnych rodników i innych "armat" samoobrony organizmu.
Trzeba z ludźmi na spokojnie porozmawiać. Niby koleżanka czytuje blog naszego Gospodarza, ale sama nie ma dość siły, aby szukać możliwości na kolejne eksperymenty. Chciałoby się zobaczyć lekarza, który by nawrzeszczał: "A co ma pani lepszego do roboty w życiu, niż parzyć ziółka"?
Pozdrowienia :-)