Kilka tygodni temu zdiagnozowano u mojego 76 letniego dziadka białaczkę megaloblastyczną. Lekarze zastosowali chemioterapię doustną. Niestety poziom białych krwinek dalej rósł i dawkę chemioterapii zwiększano z tygodnia na tydzień. Dziadek był wymęczony, non stop leżał, nie chodził i nie chciał nic jeść. Próbowałem namówić rodzinę na witaminę C i B17, ale się nie zgodzili mimo pogarszających się wyników. Białe krwinki dalej się tworzyły i doprowadziło to do transfuzji krwi. Przez kilka dni było spokojnie, ale na pogorszenie nie trzeba było długo czekać. Znów dziadek poszedł do szpitala. Mówiłem rodzinie aby spróbować kurkumy, ale babcia poszła z takim pytaniem do lekarza, który zabronił stosowania kurkumy, gdyż stwierdził, że może ona wchodzić w interakcję z jakimś lekiem. Po kilku dniach wypisano dziadka ze szpitala powiatowego z niepokojącym poziomem blastów we krwi, których było 70% co oznaczało ostrą białaczkę. Kazano wysłać dziadka do Warszawy na odział hematologii. Znów płacz i smutek u mojej babci, która ślepo wierzy tylko w medycynę akademicką. Na szczęście w tym momencie mogłem udowodnić, że ta wspaniała chemioterapia nic nie daje, stan się pogarsza i to lekarze robią królika doświadczalnego z mojego dziadka, a nie ja. Udało mi się wreszcie przekonać do kurkumy. Łyżeczkę kurkumy rozrobiliśmy w szklance wody. Dziadek wypił to i przed południem, a pod wieczór pojechał do szpitala w Warszawie tam zrobiono mu badanie krwi i liczba blastów wynosiła 5%, a nie 70%. Stwierdzono, że szpital powiatowy się pomylił w badaniu.
Tutaj pojawia się pytanie: Czy się pomylił, czy to zasługa kurkumy? Nie wiem, ale kurkumę dziadek pije codziennie od tego piątku i teraz pozostaje tylko czekać na kolejne badanie krwi. Niestety chemioterapię dalej bierze, ale widzę znaczne polepszenie w chorobie. Zwiększył się apetyt i dziadek więcej chodzi.