na pewno decydujący czynnik to osoba analizująca wyniki. tu albo jest ktoś z pasją, wiedzą, albo ktoś po prostu zarabiający na tym - jak zresztą w każdym zawodzie.
co do praktyki - mogę podać 2 przykłady:
1. w czerwcu byłam pierwszy raz na badaniu (biorezonans - Skaner Cell 3D, Analizator Rezonansu Magnetycznego Quantum, Aparat Salvia).
nie było żadnego wywiadu przed, który by dawał prowadzącej jakieś informacje o mnie, o stanie zdrowia - po prostu zostałam podłączona i "sczytana"
rezultaty bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. 2-3 dni wcześniej miałam "awarię" migdałka. w tym dniu był jeszcze rozpulchniony. podczas badania wyświetlają się kolejne odczyty a prowadząca na bieżąco informuje że jest jakiś stan zapalny na migdałku /piszę jak zapamiętałam/ - tak, że niby drobiazg, a badanie to wyłapało
podobnie jak rodzinny problem zdrowotny, który u mnie jeszcze nie daje mocniejszych objawów, ale drobne sygnały już są - w badaniu wyszła zbyt gęsta żółć. moja mama dosłownie miesiąc wcześniej miała usunięty pęcherzyk żołciowy po 16 latach od zdiagnozowania kamicy, jej mama tez była po takiej operacji i kuzynki z tej części rodu. ja miałam jakies objawy, które ustępowały po filiżance piołunu, więc coś na rzeczy jest. chociaż wyszły pewne kwestie do poprawki (kilka niedoborów w średnim stopniu), to ponoć nie zdarza się, żeby wszystko było "na zielono" (10 lat świadomej pracy nad ciałem i innymi warstwami dało efekt:) więc to też nie jest tak, że każdemu wywala masę pasożytów, niedoborów i candidę, byle tylko zbyć jak najwięcej preparatów i przytrzymać klienta - wtedy bym i ja była w tym gronie. prowadząca o mnie nic nie wiedziała wcześniej, więc badanie przeciągnęło się z planowanej godziny do 2,5, bo zaciekawiona moimi wynikami "szparała" po organach sprawdzając wyniki. zapytałam "w takim razie jak wyglądają wyniki przeciętnego Kowalskiego?" - podobno faktycznie masowo są poważne problemy diagnozowane.
nie zrobiłam jeszcze typowych badań z krwi czy innych dla potwierdzenia.
2. znajomej mama miała poważne problemy zdrowotne (ok. 80l.), w tym leczenie nerwicy/depresji, 5 lat wcześniej w wyniku diagnozy raka żołądka miała znaczną cz. żołądka ujętą. objawy się nasiliły w tym silny niepokój o siebie, zagubienie, nieporadność i ogólnie stan ciała był taki, że było skierowanie do szpitala. znajoma zrobiła tak jak czuła - by nie oddawać mamy do szpitala a najpierw sprawdzić inną drogą co się dzieje i wybrała właśnie tego typu diagnostykę. rozmawiałyśmy wcześniej i po objawach nawet sugerowałam sprawdzenie b12, ale standardowe badania z krwi nie wykazały braku. wyszedł jednak on w biorezonansie*, jak i inne problemy, głównie związane właśnie z zaniedbanym układem pokarmowym po takiej operacji - lekarze nie pociągnęli prawidłowo tego. okazało się, że zaburzona absorpcja spowodowała szereg niedoborów a zalecona suplementacja w 2 tygodnie postawiła starszą panią na nogi tak, że sama zaczęła wychodzić na miasto, gdy wcześniej bała się wyjść z domu, wydzwaniała po kilka razy dziennie do córki i wzywała do siebie pogotowie. oczywiście były jeszcze chyba 2 wizyty później i przez jakiś rok czasu działanie wg zaleceń utrzymywało dobry stan zdrowia.
*) prowadząca tamto badanie (to inna osoba niż z moim przypadku i inna firma) wyjaśniła, że lekarze nie uwzględniają wielu czynników, rytmów biologicznych, więc wyniki mogą być inne przy tej samej metodzie tylko dlatego, że sa robione w innym dniu, porze dnia itd. wiemy o tym zresztą choćby jeśli chodzi o pasożyty.
edit:
większa dyskusja widzę na ten temat była tu i warto całą przeczytać:
http://rozanski.ch/forum/index.php?topic=4933.0