Niedawno otrzymałam od mojej koleżanki list, w którym przepisała mi artykuł jaki ukazał się w "Gazecie poznańskiej" w 1992 r.Pod artykułem link do strony kliniki w Australii, w której leczył się człowiek udzielający wywiadu do wspomnianej gazety:
Jak pokonałem raka
Losy rzuciły poznaniaka Janusza Pawlickiego do dalekiej Australii. Tam lekarze stwierdzili u niego nowotwór złośliwy. Dawali mu tylko 6 miesięcy życia. A jednak żyje i prowadzi rozliczne interesy, także w Polsce. W tym artykule piszemy jak wyleczył się z raka.
Kiedy po raz pierwszy leżałem na raka w poznańskim szpitalu na Szkolnej miałem 21 lat. To było straszne: dlaczego właśnie ja? - myślałem nieustannie. Teoretycznie wyleczony wyjechałem za granicę. W dalekiej Australii choroba odezwała się ze zdwojoną siłą.
Usunięto mi nerkę, okazało się, że mam już przerzuty. Carcinoma - brzmiała diagnoza, jeden z najzłośliwszych nowotworów, lekarze dawali mi jedynie 6 miesięcy życia. W szpitalu poznałem Zenona Grubę, lekarza polskiego pochodzenia, ale urodzonego w Australii, który stosuje medycynę alternatywną, w tym akupunkturę i leki homeopatyczne. Zajął się mną i przygotował do operacji po swojemu. Otrzymałem 3 kroplówki z witaminą C. Operację zniosłem znakomicie, rana goiła sie nadzwyczajnie. Po trzech dniach zdjęto mi 24 szwy, po pięciu wyszedłem ze szpitala...
Gruba zgodził się mnie leczyć, ale postawił warunek: całkowita zmiana diety i sposobu życia. Nie miałem wyboru.
Początkowo czułem się okropnie, po prostu z dnia na dzień gorzej. Operację miałem z grudniu, w kwietniu myślałem, że to już koniec. Poprawa nastąpiła nagle i postępowała bardzo szybko. Kiedy po 18 miesiącach wszedłem do gabinetu profesora, który mnie operował, z wrażenia przewrócił krzesło. Badania nie wykazały śladu nowotworu. Czułem się tak, jakbym się narodził na nowo.
Teraz w Australii w każdy poniedziałek chodzę do kliniki onkologicznej i mówię ludziom jak mogą się sami uleczyć. Chcę ich przekonać, że ich zdrowie zależy tylko od nich samych, lekarze mogą im tylko pomóc. Takich jak jest więcej. Pomagamy tym, którzy umierają, staramy się dodać otuchy, tym, którzy cierpią. Robimy to nieodpłatnie, spłacamy w ten sposób nasz dług.
Czego wymagał ode mnie dr Gruba?
Przede wszystkim zmiany diety. Podstawą naszego pożywienia powinny być zboża, bo ten pokarm ludzie spożywają od tysiącleci. Powinno się jeść chleb z całego ziarna, nie z białej maki, równie zdrowe są kasze i brązowy ryż. W mojej diecie były też warzywa i owoce. Ale nie wszystkie. Z warzyw nie powinno się jeść czterech: pomidorów, papryki, ziemniaków i bakłażanów. One rosną nocą, nie pochodzą też z naszej strefy klimatycznej. Zasada jest zaś taka, że należy jeść głównie to, co dookoła nas rośnie. Banany na przykład mają właściwość zagęszczania krwi i są doskonałe dla ludzi żyjących w krajach tropikalnych, w naszej strefie klimatycznej nie są dobre, szczególnie dla osób, które maja kłopoty z krążeniem. Na dodatek proszę zwrócić uwagę jak one są zabezpieczane chemicznie przed gniciem i w jaki sztuczny sposób dojrzewają.
Wtedy przeszedłem na ścisły wegetarianizm. Piłem tylko wodę mineralną.
Zmieniłem też całkowicie swój styl życia.
Nauczyłem się jogi i medytacji. Codziennie medytowałem przez około 5 godzin, po kilkanascie minut w ciągu dnia, dzisiaj medytuję tylko 30 do 45 minut dziennie, co w połączeniu ze stale utrzymywaną dietą gwarantuje mi poziom energii pozwalający pracować po 16 godzin dziennie. Zmieniłem nastawienie do świata, który mnie otaczał, do swojej choroby, do innych ludzi.
Po wyleczeniu zacząłem prowadzić sklep ze zdrową żywnością. Byłem całkowicie przekonany do tego, że to jest własnie ludziom potrzebne, i postanowiłem zająć się propagowaniem tych produktów. Z czasem stałem się właścicielem jednego z największych sklepów tego typu w Melbourne. Jest ich w tym mieście około 80, ale tylko 20 ma atest na żywność jaką sprzedają. Mam taki atest, co łączy się z bardzo skrupulatnymi kontrolami, ale i z zaufaniem klientów. Z czasem zająłem się produkcją takiej żywności także w Polsce. Propagowanie zdrowego jedzenia i trybu zycia uważam za swój obowiązek, rodzaj długu, jaki powinienem spłacić za to, że żyję.
Nigdy nie jest za późno
# Korzystając z pana obecności w Polsce, chcielibyśmy napisać, co według Pana, należałoby zmienić w diecie przeciętnego Polaka?
- Przede wszystkim koniecznie trzeba zmniejszyć, choć najlepiej byłoby wyeliminować spożycie tłustej wieprzowiny i wołowiny. Mięsa nie powinno się jeść codziennie, należy preferować chude mięso z drobiu lub ryby, szczególnie oceaniczne, z otwartego morza, ale i słodkowodne, byle nie te, które żywią się odpadkami jak węgorz, kraby i inne tak zwane owoce morza.
Nie można jeść potraw smażonych, z tłuszczów należy używać oleje, ale tylko tłoczone na zimno - pojawiły sie takie już na polskim rynku - i tylko jako dodatek do surówek, w żadnym razie nic na nich nie piec. Nie ma nic bardziej niezdrowego niz spalony tłuszcz. Można potrawy dusiac w wodzie z dodatkiem oleju, ale nie smażyć. Nie powinno się też jeść zbyt wiele. Korzystne są raz na jakiś czas posty. Ja na przykład dwa razy do roku, przez tydzień, ograniczam się tylko do picia soków owocowo-warzywnych. Bardzo zachęcam do takiego postu jeden dzień w miesiącu.
# Czy dużo należy pić mleka?
- Dorośli ludzie nie powinni pić mleka wcale. Dotyczy to także serów i innych produktów mlecznych, które nie są wskazane w diecie dorosłego człowieka. Jesteśmy cząstką natury. W naturze tylko młode osobniki odżywiają się mlekiem, później w organizmie nie ma enzymów do jego trawienia. W całej Azji na ogół nie pije się mleka.
# Co w ogóle powinniśmy pić?
- Przede wszystkim wodę mineralną nie gazowaną, na pewno nei wody barwione, anie pepsi lub coca colę. Kiedyś zresztą na butelkach coli był napis, że nie jest to napój dla dzieic. Mozna pić herbatę albo kawę, ale specjalną. Herbata, sporządzona z listków, które zaschły na krzakach zawiera znacznie mniej teiny i kofeiny, niz zebrana wtedy, gdy liście są jeszcze zielone. Kiedys uzywano tylko liści, ktore zaschły w sposób naturalny, dzis nie czeka sie na to i prowadzi zbiór wcześniej, sztucznie dosuszając surowiec. Także kawa uprawiana w górach w Nowej Gwinei, bez środków chemicznych jest o wiele smaczniejsza i zawiera mniej kofeiny, niz ta produkowana przemysłowo na wielkich plantacjach, nad którymi non stop unoszą się chmury oprysków. Czy Pani wie, że zbieracze kawy i kakao żyją zaledwie około 34-35 lat i umierają najczęściej na białaczkę, bo jest to praca w bardzo skażonym środowisku?
Można też pić w małych ilościach dobre piwo, bez sztucznych dodatków, tylko na drożdżach, ziarnie, słodzie i chmielu, a także białe, wytrawne wino.
# A co z paleniem tytoniu?
- Jest absolutnie niewskazane
# Jakie jeszcze błędy dostrzega Pan w naszej kuchni?
- Chodzi o samo przyrządzanie potraw. Warzywa na ogół gotuje się u nas za długo i w dużej ilosci wody, którą się potem odlewa wraz z wieloma cennymi składnikami. Należy przejść na gotowanie na parze lub, co jeszcze lepsze, na gotowanie poprzez krótkotrwałe zanurzenie we wrzątku. Wtedy wszystkie cenne składniki pozostają w środku, wewnątrz warzyw, które zjadamy. Za mało je się u nas warzyw strączkowych, które są najcenniejszym źródłem białka, pod warunkiem, że należycie je gotujemy.
# Należycie, to znaczy jak?
- Zarówno groch, jak i fasolę należy namoczyć w dużej ilości zimnej wody na kilka godzin przed gotowaniem. Kiedy ziarna spęcznieją, odlewa się wodę, zalewa jeszcze raz świeżą (zawsze używamy wody zimnej) i zagotowuje. Woda burzy się, to wydzielają się gazy. I tę wodę odlewamy i dopiero w następnej dogotowujemy groch lub fasolę, na wolnym ogniu, zawsze bez pokrywki.
# To wszystko wymaga sporo czasu. Pracujące kobiety poszukują potraw gotowych, żeby szybko podać rodzinie posiłek
- Ten wieczny pośpiech to tragedia współczesnego człowieka. dawniej kobiety nie pracowały i miały czas, by z miłością i troską o najbliższych przygotować dla nich posiłek. To jest nawet ważniejsze niż prawidłowy zastaw pożywienia, właśnie to,, żeby było robione z tą życzliwością i myślą o rodzinie. Te gotowane dania, rzucane bez starania na talerze, pospiesznie połykane, to nie idzie na na zdrowiae. Proszę spojrzec jak szerza się choroby umysłowe, zboczenia, jak maleje długość życia w krajach dobrobytu, gdzie do tej pory rosła. Dlatego tak wazna jest też atmosfera przy jedzieniu, to dlatego powinno być ono poprzedzone modlitwą lub chwilą skupienia, otrząśnięcia się z zabiegania i złych myśli.
# Nie sądzę, żeby można było winę za to wszystko przypisać tylko jedzeniu. Żyjemy w czasach, gdy normalne, pełne rodziny stają się rzadkością, gdy ludzie bezwzględznie walczą o swoje prawo do życia, do przyjemności, Nie wiem, czy Pana wskazówki znajdą naśladowców, przecież to wszystko łączy się z wyrzeczeniami, z ascezą.
- Ja nie miałem wyboru, ale myślę, że wielu jest ludzi, którzy nie żyją tylko dla ciała, dla których istnieją wartości wyższe, takie jak dobro innego człowieka, którzy zastanawiają się nad sensem swego istnienia.
# Czy to się łączy z medytacjami, które Pan prowadzi? Jak medytować?
- Jest wiele szkół, ale każda jest dobra. To może być modlitwa dziękczynna, albo przeżywanie wspomnień pięknych krajobrazów. Jest specjalna technika wywoływania w sobie pożądanych obrazów zdrowia, odrzucanie nałogów itp. Chorym na raka polecałbym wyobrażenie sobie, że to jest jakiś czarny punkt w ich ciele, którego wyrzucają, z ktorym zwycięsko walczą. Są osoby, którym w medytacji pomaga muzyka
# To o czym Pan mówi łączy się z wewnętrzną dyscypliną. Ale trudno panować nad sobą, gdy tyle jest sytuacji w życiu codziennym, które wytrącają nas z równowagi.
- Zawsze w takim wypadku mam wybór: zdenerwować się lub nie. Praktycznie sprawdziłem, że jak jestem zdenerwowany, kiedy wybucham, znacznie gorzej rozwiązuję problem, który stanął na mojej drodze. Nie mówiąc o tym, że nadmiar uwolnionej adrenaliny i kortyzonu nie służy zdrowiu. Znacznie łatwiej sobie radzę z kłopotami na spokojnie. To nie znaczy, żeby dusić emocje w sobie, ale wypracować sobie techniki wygaszania stresów, których nie da się przecież uniknąć. Zawsze stawiam sobie w takim przypadku pytanie: co zrobić, żeby wyjść z kłopotu, lub konfliktu, jak można go ominąć lub rozwiązać, skupiam się na praktycznym zagadnieniu i to jest najważniejsze.
Czy nie zauważyła Pani, że nic tak nie powstrzymuje ataku chamstwa jak wyszukana uprzejmość?
Chcę jeszcze raz podkreślić: to o czym mówię to nie jest jeszcze jedna dieta-cud, to sposób na życie. To jest także duża szansa dla polskiej wsi. Żywność produkowana w sposób naturalny, bez chemii zaczyna w bardzo szybkim tempie zdobywać rynki światowe. W Australii jej spożycie w ciągu ostatnich 4 lat wzrosło pięciokrotnie. Czy w Polsce nie byłoby nabywców, nawet za dużo wyższą cenę, na drób hodowany na paszach naturalnych, na wolnym powietrzu, a nie w fermach, gdzie 30 procent pasz to kurze odchody, jeszcze raz przerabiane na mączkę, łącznie z hormonami i antybiotykami? Takie sklepy będą powstawać i tutaj, w miarę jak rosnąć będzie świadomość, że żywność produkowana z pomocą chemii nas zatruwa. Konieczna będzie wtedy skuteczna i solidna kontrola, bo po jakbłku trudno poznać czy było opryskane naturalnymi środkami hamującymi choroby, czy chemikaliami.
Autor: Wiesława Baranowska, Gazeta Poznańska 16.X.1992 r
http://www.healthwiseinstitute.com.au/po otwarciu strony po lewej stronie zakładka dla sceptyków, ale tu sceptyków pewnie nie ma...są natomiast na forach onkologicznych

Ostatnio edytowany przez ewaryn (Dzisiaj 14:10:49)