Posłuchałem tych 3 części wykładu p. Zięby, mimo że osobiście jestem wobec jego koncepcji sceptyczny, (a w szczególności do kwestii podawania płynu lugola w ch. tarczycy w tym nadczynności (sic!)) to w tych 3 częściach wykładu kwestia została przedstawiona całkiem dobrze. Pomijając pewne drobne uproszczenia i mój sceptycyzm do domorosłych metod określania stanu nadnerczy, to wykład trafnie poruszył kwestię niesłychanej gmatwaniny systemów hormonalnych i istnienia ich współzależności.
Ale ad kwestia jodu w leczeniu tarczycy, pojawia się ona w 3 części wykładu, ale też w książce. Osobiście uważam za szkodliwe sformułowanie pana Zięby, że jedyny akceptowalny jod to ten nieorganiczny - jodek potasu. Twierdzenie o powszechnej umiejętności wyleczania tarczycy jodkiem potasu w dawnych czasach nie ma odzwierciedlenia w dostępnej mi (porządne pozycje) literaturze z czasów dawnych. Co więcej jodek potasu jest uważany za sól jodu która łatwo powoduje jak to dawniej zwano jodzicę [J. Supniewski, Podręcznik Farmakologii, 1936r.] W nadczynności używało się jodu, ale wyłącznie do wysycenia tarczycy przed tyreoktomią dla jej ułatwienia i minimalizacji ryzyka. Jod w Basedowie nie leczy całkowicie, on powoduje początkową poprawę a potem pogorszenie [A. Ber, Endokrynologia, 1947 (ale pierwsze wydanie było już w 1939)]. Jod w małych dawkach potencjalnie w nadczynności użyć można o czym wzmiankują obaj autorzy, podaje się go wtedy w maluteńkich dawkach z nadzieją na wytworzenie dwujodotyrozyny hamującej tarczycę, ale to żadne cudowne rozwiązanie, za ciekawsze osobiście uważam modulowanie układem współczulnym o którym wspomina Ber.
Poza tym w dawnej literaturze medycznej wzmiankowane jest podawanie wielkich dawek witamin A oraz B1 [W. Stepp, J. Kühnau, H. Schroeder, Witaminy i ich zastosowanie w klinice, 1938][A. Ber, Endokrynologia, 1947].
I nigdzie nic o wyleczaniu jodem (a wręcz przeciwnie) choć ponoć było to powszechne???
Poza tym osobiście uważam, że nie lugol tylko organiczne źródła jodu typu morszczyn, morska kapusta, nadmorski rokitnik są najlepsze w niedoczynnosciach. Surowce te nie powodują (raczej?) negatywnej reakcji podgrzania autoagresji w hashimoto bo chronią jednocześnie tarczycę, choć i tak trzeba wiedzieć kiedy i jak je podać. Jodek potasu może podgrzać autoagresję, pisała o tym szeroko Renia w głównym wątku hashimotowym.
Na potwierdzenie historia dziewczyny, która ze stwierdzonym hashimoto i euthyroxem ustabilizowanym na 75mg przeżyła rok na Białorusi wcinając często i gęsto morska kapustę. Efekt był taki, że musiała zmniejszyć euthyrox do 50mg i nie miała podgrzanych przeciwciał, ba! nawet miała je w normie choć nie wszystko dokładnie obadane.
Konkludując, dobrze, że pan Zięba zaznacza złożoność tematu i to, że dawanie hormonów to nie dawanie cukierków (choć teza o niebyciu hormonem syntetyku jest kontrowersyjna). Pozostaje pytanie o proponowaną metodykę leczenia, musimy czekać na pozostałe 3 części

.
Jestem pod wrażeniem rosyjskiej książeczki o fitoterapii w leczeniu chorób tarczycy, którą wpólnie przerabiamy z Adasiem Pupką.
http://rozanski.ch/forum/index.php?topic=4163.0
Podstawową zasadą jest wyrównanie hormonów chemiczne, a potem zastępowanie ich ziołami regulującymi pracę nadnerczy, podwzgórza, przysadki i jednocześnie objawowo leczące wszystkie skutki uboczne.
Skutek jest dość pozytywny, ale mieszanki ziołowe wychodzą dość rozbudowane, jeśli się włoży po kilka pozycji z każdej grupy terapeutycznej. Jeśli się nie ma własnych zbiorów, własnych upraw lub zaopatrzenia z Rosji czy Ukrainy, to nie wystarczy mieć pieniądze i chodzić do lekarzy.
dokładnie tak

Pozdrawiam,
A.