Problem jest taki, że żeby wcinanie mięska miało sens, to by trzeba je mieć porządne. Ja szczerze mówiąc sama już nie wiem co myśleć, byłam zwolennikiem diet low-carb, ale jak mnie cukrzyca ciążowa dopadła (kontrolowana, może aż za bardzo, synek się urodził 2,9 kg), to jadłam wg uwag dietetyka (190 g węgli dziennie miałam przepisane podzielone na chyba 7 posiłków, nic tylko jadłam) i nie było tak źle, tzn. pogarszało się, ale dało się opanować jakoś, pod koniec to nie mogłam zjeść po południu więcej niż 30 g węgli naraz, no i ruszać się po posiłkach musiałam i trochę insuliny dostrzykiwać. U mnie cukrzycę mieli dziadkowie w późnym wieku, ja miałam lekką nadwagę przed ciążą (parę kg, już je zgubiłam

Ale cukier na czczo tak przed ciążą parę lat, jak i teraz, mam rzędu 80 parę, a po posiłkach wcale mi super szybko nie spada, choć mieszczę się w normie bez większych problemów (no ale jem sensownie, jakbym się pizzy ożarła czy ciasta, to nie wiem co by było). Więc ogólnie się martwię. Ale więcej niż 200 g węgli staram się nie jeść, to takie chyba medium-carb jest

Dużo się na ten temat naczytałam i w sumie to nie wiem, co jest dobre.
Tematu nie poprawie, ale też mnie lekko razi od początku

To chyba Basia może.