Z tą medycyną chińską to tak prosto nie jest. Jest to bardzo skomplikowany system, ujmujący człowieka i jego kontekst (otoczenie) z innej zupełnie perspektywy niż mikrobiologia. Z perspektywy energii, a więc czegoś, czego nie widać. Efekty leczenia - za pomocą ziół polskich i za pomocą ziół chińskich - mogą być podobne, jeśli zaleci je ktoś, kto wie, co robi, ale medycyna chińska bierze pod uwagę znacznie więcej elementów. Przede wszystkich kwestia diagnozy. Nie można jej postawić bez wiedzy na temat lokalnych zwyczajów żywieniowych, pory roku, pogody, uwarunkowania geograficznego, indywidualnej konstytucji pacjenta oraz jego wieku i płci. Dlatego, że energia życiowa, potrzebna do zwalczenia każdej choroby, płynie z naszego naturalnego zbiornika (nerki), z powietrze - oddech i jedzenia. O tym nie można zapominać. Jest jeszcze coś takiego jak shen - duch, którego siedzibą jest serce i umysł. Bez tego ani rusz. Dlatego uważam, że także podczas leczenia u nas, w Polsce, nie można zapominać o duchu, choć metody jego wzmacniania mogą się różnić od chińskich. Nie musimy ćwiczyć thai chi, ale jakaś terapia, rozumiana jako praca nad sobą, nad własną głową - myśli, i sercem - emocje, jakakolwiek, co komu pasuje, może się przydać. I się przyda na pewno.
A teraz mam pytanie. A co z czarną herbatą? Jak ona się ma do cytokin?
Pozdrawiam, Monika