Pobił mnie łabędź. Zobaczyłam szarego malucha, który w trzcinach zaplątał łapkę w żyłkę i nie mógł odpłynąć. Zanim malucha odplątałam, to ojciec mnie cierpliwie tłukł skrzydłami, w końcu odniósł zwycięstwo: maluch mógł odpłynąć. Dzięki temu przez 2 tygodnie chodziłam z malowniczą śliwką na szczęce, a prawą rękę miałam spuchniętą i szarą. Teraz już kolorki zeszły i prawie nigdzie mnie nie boli.
***
Ostatnio mi wypryszczyło psicę, więc musiałam pójść do weterynarza i tam się trochę nasłuchałam więcej o żyłkach i haczykach. Piesek jadł trawę, w której była żyłka, a na końcu żyłki był haczyk. Niestety, haczyk też został połknięty i tylko wystająca z mordki żyłka wskazywała na to, co się mogło stać. Wynik - niestety poważna operacja usunięcia haczyka, której jeszcze nie chciało się podjąć wielu weterynarzy, skończyło się przychodnią wojewódzką w Gdańsku.
Dlaczego o tym piszę? Nad wodą zbierajmy nie tylko zioła, ale i napotkane żyłki.
Pozdrowienia :-)