Z moich doświadczeń wynika, że bardzo ważne jest ustalenie neurologicznej przyczyny problemów, które niestety na 100% można zdiagnozować dopiero na sekcji zwłok.
Na przykład, jeśli zmiany psychiatryczne są związane z miażdżycą i niedotlenieniem, to postępujemy nieco inaczej, niż, w przypadku mikrowylewów czy krwiaków. W tym drugim przypadku, miłorząb wypada. Pewną wskazówką może być stan skóry - czy od byle czego powstają wybroczyny? Czy są żylaki? Czy jest stwierdzona (USG z przepływami, a nie zgadywanka) choroba wieńcowa i miażdżyca?
Alzheimer z kolei jest spowodowany utratą osłonek mielinowych na neuronach - niezaizolowane neurony są uszkadzane i giną.
Jeszcze inną przyczyną mogą być niedobory acetylocholiny, którą trzeba dostarczyć lub wytworzyć lub zapobiegać zmniejszeniu jej poziomu. Tu można kombinować zastosowanie ziół hamujących rozkład acetylocholiny, czyli inhibitory acetylocholinoesterazy - na przykład widłak.
Moja babcia nie reagowała zupełnie na śnieżycę, ale widłak, łuskiewnik (macerat) i szczodrak, to były na prawdę genialne środki. Olej z dziurawca okazywał się genialnym antydepresantem, działającym z dnia na dzień.
Teraz mojej mamie tylko co jakiś czas paskudzę jej wino. Ona co roku fermentuje różne zbiory z działki, a ja co jakiś czas zabieram produkty owej fermentacji i gotuję z różnymi ziołami - gryką, forsycją, szarłatem i niektóre butelki po przegotowaniu z innymi ziołami zaprawiam nalewkami z adaptogenów - szczodrak, kolcosił czy różeniec. Takie "zaprawione" wina oznaczam, że są do picia w dzień - nie na noc.
O ile z babcią mieszkałam, więc mogłam robić, podawać i pilnować dawkowania różnych eksperymentów i wynalazków, to mama mieszka sama, do parzenia ziół nie ma głowy (działka), ale kielich wina sobie chlapnąć lubi i zgadza się na to, by kielich był spaskudzony. Czyli jest droga podania ziół.
Pozdrowienia :-)