Żonie, po odstawieniu mocnych ziół z powodów jak w tytule, się nawracają bakterie na skórze. Dawniej zawsze działał antybiotyk typu duracef, potem świetne działanie wykazał glistnik polecony żonie przez Basię, brany razem z solarenem. Potem brała rdestowca i rózne takie, zawsze z dobrym efektem. No ale po odstawieniu doczekała się - ma objawy, które rozpoznaje jako typowe dla zakażenia gronkowcem i paciorkowcem, m.in. ból odczuwany w skórze (nie swędzenie). Pamiętam, że glistnik się z tym rozprawił, dodatkowo prezentując całą gamę swych możliwości jako lek przeciwuczuleniowy. No ale przy ciąży glistnik odpada.
Pomyślałem, że może jej podsunę herbatkę z ziela krwiściągu, reklamowaną jako dobrą na gronkowca - lekko zaprawioną glistnikiem i kurkumą? Np. ok. 1 g suszu glistnika dziennie - chyba jej (im) to nie zaszkodzi?
A jak nie to, to antybiotyk - więc co lepsze?
(Dodam, że antybiotyk wchodził, kiedy stan stawał się już nieznośny, zwykle co pół roku - ostatnio był całe 8 miechów temu
Sam myślę, że lepsze dawki naparu z korzenia arcydzięgla mogłyby być skuteczne - ale co z tą ciążą?
Albo ten krwiściąg + arcy + odrobina glistnika z kurkumą
Pytanie do Basi: czy można brać doustnie po kilka kropel tamtej bokkoni, skoro ona tak tłucze bakterie? Na pewno zrobię jej dziś spec-krem, mocno bokkoniowy z dodatkami, może zmieszam z cetafilem zamiasz z tłustą bazą.