To akurat w imię specyficznie pojętej tolerancji, zwłaszcza religijnej wyżej wymienione grupy wysyłają na tamten świat co roku ponad 100 tysięcy chrześcijan.
[...]
W imię tejże tolerancji burzy się ich świątynie, niszczy dorobek życia, dyskryminuje w życiu społeczno-politycznym, więzi się w "humanitarnych" więzieniach za poglądy religijne.
Chyba się nieco zapętliliśmy...
Te 100 tysięcy zamordowanych chrześcijan z powodów religijnych rocznie to chyba nieco zawyżony rachunek. Dalej - to nie religia każe muzułmanom rujnować chrześcijanom kościoły, to niestety ta sama głupota, która kazała USmanom & Co. zniszczyć Irak i Afganistan, ta sama głupota, która Niemcom poradziła rozpętanie II wojny światowej. Nazwijmy to Szatanem i odprawmy egzorcyzmy, tak?
Od czasów najazdów tureckich nie ma chyba w świecie jakiegokolwiek przypadku zniszczenia państwa chrześcijańskiego przez państwo muzułmańskie. Odwrotnych przypadków znajdziemy wiele, nawet w całkiem niedawnej przeszłości. Wrzaski na Zachodzie na temat islamizacj są bezsensowne - kto chrześcijanom w końcu zabrania rodzić dzieci? No, chyba nie te zawinięte w zasłony Arabki. A kto tworzy system umożliwiający tworzenie gett? No, chyba nie owe Arabki.
Mi się marzy powrót do dawnej polskiej tolerancji: chcesz z nami być, to bądź, płać podatki i żyj w spokoju, to my tobie damy spokój. Tylko tyle i aż tyle. Żadnych ośrodków dla uchodźców wywołujących wściekliznę u miejscowych (chrześcijan zwykle zresztą), żadnych azylantów, żadnych socjali - no, może za wyjątkiem ludzi rzeczywiście wymagających pomocy medycznej. Dać imigrantom NIP, PESEL, dowód osobisty i niech ida na rynek pracy. Można organizowac wieczorowe kursy języka polskiego i dosyć. Jeżeli delikwent popełni przestępstwo, to deportacja i problem z głowy.
Jak czytam komentarze na różnych forach internetowych, to się nie raz zastanawiam, czy na prawdę nie można zrobić użytku z paragrafów o podżeganie do nienawiści na tle rasowym, religijnym czy etnicznym. A wszystko to z poczuciem wyższości z niby chrześcijaństwem i niby tolerancją w tle. Piszę NIBY, bo oczywiście każdy, kto nienawidzi z definicji grzeszy i powinien się z tego spowiadać. Dla przypomnienia, warunkami dobrej spowiedzi są między innymi wyznanie grzechów i mocne postanowienie poprawy.
***
Jeżeli chodzi o amulety czy fetysze, o ile przypisuje się im jakiekolwiek niematerialne znaczenie, to rzeczywiście wychodzi to poza chrześcijaństwo - z tym akurat się zgadzam.
Jednak nadal nie uważam, aby jakikolwiek przedmiot mógł doprowadzić do rozwodu kochające się małżeństwo. Na pewno przyczyny rozwodu były inne, niż jakiś przedmiot. Już prędzej uznam, że problemem mógł być stosunek jednej ze stron do tego przedmiotu. Jednak nadal nie wyobrażam sobie, żeby religijny katolik podał wniosek o rozwód z powodu jakiegoś przedmiotu trzymanego przez współmałżonka w domu.
Pozdrowienia :-)