Dzisiejsze poranno-autobusowe przemyślenie

:
To co pisaliśmy ostatnio na temat zasad diety św. Hildegardy. Wiadomo, że praktycznie nic na surowo ( z malutkimi wyjątkami ). Jeżeli nie ugotowane to przynajmniej doprawione octem winny i olejem najczęściej u Hildegardy - słonecznikowym.
Przypomniały mi się słowa Gospodarza, które padły gdzieś na Konferencji, kiedy mówił (oczywiście o wiele bardziej fachowym językiem ) że układ pokarmowy człowieka nie jest w stanie strawić otoczek komórek roślinnych zawierających w sobie cenne substancje.
żeby się do nich "dobrać" i dać do przetworzenia przez nasz układ pokarmowy należy te substancje z roślin wyekstrahować wodą, alkoholem lub innymi mniej dostępnymi substancjami.
Moje pytanie wobec powyższego brzmi: jak zatem mają się słowa Gospodarza do jedzenia np. surowej marchewki, selera, pietruszki bez ich uprzedniej obróbki, chociażby porządnego wyciśnięcia soku, jeżeli mamy oczywiście na myśli prozdrowotne a nie tylko smakowe wykorzystanie roślin ?