Temat co jakiś czas się pojawia na Forum ale raczej szczątkowo, głównie jako jedno z zaleceń przy przeziębieniach.
Czas przeziębień, gryp i wszelakiego paskudztwa właśnie w pełni. Większość mojej rodzinki już po "przejściach".
Mnie jakoś omija, chyba dzięki czytaniu o ziołach
Poza tym złego licho nie bierze ...
Pojawił mi się jakoś ten temat w praktyce.
Skoro inhalacje to są obecnie dostępne dwie metody:
- tradycyjna, czyli wdychanie ciepłej pary wodnej z olejkami lub wywarami.
- nowocześniejsza, gdzie substancja lecznicza jest podawana w formie mocno rozpylonych cząstek.
Nasuwa się tu kilka pytań:
Która z tych metod lepsza, czyli skuteczniejsza.
Co i na jakie schorzenia stosować.
No i najważniejsze, osobiste doświadczenia w stosowaniu tej metody leczniczej.
Na początek kilka moich spostrzeżeń.
Moja żonka już wychodzi z choroby o ostrym przebiegu objawów. Niestety nie obyło się bez antybiotyku. Jednak niektóre z moich zabiegów przynosiły ulgę i poprawę. W tym najważniejszy to właśnie inhalacje.
Przypomniał i się stary, tradycyjny, prosty inhalator na gorącą wodę.
Z dostępnych akurat w domu olejków największą ulgę przynosił olejek pichtowy.
2-3 krople. Zabieg 3-4 razy na dzień.
Próbowałem też olejku z drzewka herbacianego, efekt nieco mniej zauważalny niż pichtowy. Chora mocniej odczuwała jego "ostrość".
Dosyć łagodząco działały olejek z geranium i melisowy, pomieszane ze sobą.
Pięknie i długo pachnie taka kompozycja w powietrzu podczas inhalacji a jeszcze lepiej w kominku aromaterapeutycznym, który "kopcił" dosyć często różnymi olejkami.
Chodzi mi teraz po głowie zakup nowego inhalatora tym razem już z rozpylaczem.
Sprawa o tyle interesująca, że wygląda na to, iż można nim chyba również rozpylać "herbatki" ziołowe.
Jednak do czasu zakupu poczekam do zapoznania się z Waszymi opiniami i doświadczeniami, za co z góry składam wyrazy wdzięczności