To prawda, test buraczkowy to niezłe czarodziejstwo

Przez całe życie miałem "różowe siki" po burakach i uważałem to za rzecz naturalną, podobnie żona, od małego (ciągłe leczenie antybiotykami?).
Jak żona się rozchorowała 3 lata temu to szukaliśmy "polepszeń życiowych" i na próbę zaczęliśmy gotować wg Ciesielskiej tzn. wg pięciu przemian. Dorobek Chin, tak odległy od naszego postrzegania świata, zdążyłem już dawno docenić dzięki studiom nad I Cing

Po jakimś roku żona przypadkiem przeczytała o teście buraczkowym i wówczas to zaobserwowaliśmy, że już nam buraki nie barwią! Byliśmy nieźle zaskoczeni.
Uznaliśmy, że to dzięki zmianie żywienia - a konkretnie stosowaniu wielkiej ilości przypraw (roślin leczniczych!) i spożywaniu głównie gotowanych dań, zup - robionych z nieprzetworzonych, świeżych surowców.
Do dziś korzystamy z paru znakomitych przepisów Ciesielskiej, ale zupy i inne gulasze głównie improwizujemy. Kolejność dodawania "smaków" traktujemy jako element o charakterze rytualnym, który nikomu nigdy nie zaszkodził - a przynajmniej nie zapomni się nigdy o dodaniu kurkumy czy garści zieleniny
