Autor Wątek: Hartowanie ciała zimną wodą  (Przeczytany 24011 razy)

Offline vitara

  • Więcej Pisze
  • ****
  • Wiadomości: 363
  • nr gg 14 987 97
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #30 dnia: Listopada 17, 2014, 13:12:31 »
Miałem to samo bo ja po  codziennym ciepłym prysznicu myłem się krótko zimną wodą

Offline Basia

  • Płytki nurek
  • Global Moderator
  • Dużo Pisze
  • *****
  • Wiadomości: 11068
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #31 dnia: Listopada 17, 2014, 14:25:31 »
Może jednak ten element biegu na świeżym powietrzu jest ważny?

Pozdrowienia :-)

Offline vitara

  • Więcej Pisze
  • ****
  • Wiadomości: 363
  • nr gg 14 987 97
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #32 dnia: Listopada 17, 2014, 15:46:03 »
Być to może nie wiem w tym temacie eksperymentuję gdyż miewam kłopoty z oskrzelami i przeziębienia ale potrzebuje wiedzy aby wdrażać sprawdzone zasady.   Szukam doświadczenia :)

Offline Basia

  • Płytki nurek
  • Global Moderator
  • Dużo Pisze
  • *****
  • Wiadomości: 11068
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #33 dnia: Listopada 17, 2014, 19:12:39 »
Kiedy byłam mała, to miałam częste anginy i przeziębienia. Skończyło się, jak zaczęłam się moczyć w zimnej wodzie, ale możliwe, że to z powodu ogólnego dorastania, czyli gruntownej przebudowy organizmu, no i wesołego towarzystwa w klubiku płytkich nurków. Ech, to se ne wrati...

Pozdrowienia :-)

Offline cezet

  • Więcej Pisze
  • ****
  • Wiadomości: 454
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #34 dnia: Listopada 18, 2014, 00:31:25 »

Zastanawiam się już od jakiegoś czasu, ile czego ma wpływ...
To jest zdjęcie z wakacji. Spędziłam ogółem chyba 10 wakacji pod rząd, pomiędzy 3,5 rokiem życia, a 14,5, w górskiej rzece Białce we wsi BiałceTatrzańskiej. Na zdjęciu zamalowany jest jeszcze mój brat. Byliśmy wywożeni na 2 miesiące (czasami na krócej, żeby pojechać jeszcze gdzieś z rodzicami), z babcią. Lipiec-sierpień w górach. Za mojej pamięci były świeżo dla nas przygotowywane (wypchane), sienniki na metalowych łóżkach, woda ze studni, wychodek przy oborze. Kilka krów, koń, świnki, kury, gęsi. Jabłonki w ogrodzie, łąka wszędzie wokół. No i rzeka, jak widać. Mieliśmy stałą ekipę rówieśników z różnych miast, co roku się spotykaliśmy.
W rzece się siedziało do jagodowych warg i ogólnej telepawki, potem należało wyjść, wygrzać się na słońcu i czym prędzej wrócić :D Robiliśmy spływy materacowe i mieliśmy mnóstwo przeróżnych gier i zabaw, wszystko na dworze. W razie deszczu potrafiliśmy po kilka godzin spędzać w stodole na sianie, robiąc sobie zawody akrobatyczne w skokach z belki.
Po co o tym piszę? Bo to ma też związek i z paroma innymi aktualnie poruszanymi wątkami. Kwestia odporności i układu odpornościowego.
Nie wiem czy można to przypisywać między innymi takim wakacjom, ale ja osobiście pierwszy raz zagorączkowałam w wieku 7 lat, po basenie - w zimie. Mieliśmy obowiązkowy basen w ramach w-f. Dusiłam się od chloru, miałam czerwone oczy i nie polubiłam od pierwszego zetknięcia się. (Poza tym kazali nam nosić obrzydliwe czepki gumowe i bawełniane białe kostiumy, które nabierały wody i strasznie się rozciągały   :-\ ) . To było jak pogwałcenie wolnej istoty....no to wolna istota zaprotestowała. Zapaleniem ucha środkowego, ostrym, od razu z perforacją błony bębenkowej. Skutkiem tego mam bliznę na błonie bębenkowej i nie mogę nurkować, bo mnie boli ta błona przy zmianie ciśnienia.

Wracając do tej pierwszej gorączki 39 stopni. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje i bolało. Najciekawsze co się stało później. Dostałam antybiotyk, penicylinę domięśniowo, i zareagowałam jak przysłowiowy Indianin na penicylinę - wyzdrowiałam w kilka godzin, nie przesadzę jak napiszę, że w dwie. Potem dostawałam antybiotyk, żeby skończyć kurację tak, jak się wtedy stosowało.     
Z chorób wieku dziecięcego nie zaliczyłam odry, ospy i różyczki, mimo kontaktu z chorymi rówieśnikami. Różyczkę przeszłam na studiach, ospę wietrzną w postaci 1 bąbla - jak córka chorowała. I to pewnie dlatego, że wtedy byłam świeżo po szczepieniu na wzw. Anginę jedną, jedyną - na studiach.
Ogólnie mało choruję (dlatego nie znam się na lekach i różnych terapiach :) )

Próbowałam w dorosłym życiu tych pryszniców naprzemiennych - no nie daję rady. To jakieś umęczanie ciała, stresuje mnie tylko i niczego dobrego mi nie daje. Tak myślę, że jak się ma człowiek wściekać przy tym, jak "dba o zdrowie", to chyba nic dobrego z tego dla zdrowia nie wyjdzie.
Dla mnie dużo łatwiejsze do wykonania są na przykład wyjścia na taras w zimie w krótkim rękawku. Nie jest to ekstremalne, ale zawsze coś :)
Ale gdybym była zdesperowana, to chyba wolałabym morsowanie w naturze, niż takie cywilizowane namiastki jak zimny prysznic  ::)

« Ostatnia zmiana: Listopada 18, 2014, 01:31:05 wysłana przez cezet »

Offline robin

  • Dużo Pisze
  • *****
  • Wiadomości: 520
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #35 dnia: Listopada 21, 2014, 20:37:01 »
Akurat z tego co pamiętam z Kneippa albo innych źródeł bo cośtam do kompletu podczytywałam, to prysznic jest o wiele drastyczniejszym środkiem niż zanurzenie lub choćby polanie się z węża jednym grubym strumieniem. To było jakoś umotywowane, chyba tym że pobudza się naraz receptory na skórze w inny sposób.
Od siebie mogę dodać że zanurzenie się w zimnej wodzie gdy na powietrzu jest również dość zimno [jakieś +11] i później wyjście, + odpowiednia rozgrzewka przed i po, jest daleko mniej męczące niż lanie się zimną i ciepłą wodą pod prysznicem na przemian.. nie wiem chyba jakieś logiczniejsze dla organizmu. Wiadomo że jest zimno i że trzeba się rozgrzać, a nie że co chwile zmiana..

Offline cezet

  • Więcej Pisze
  • ****
  • Wiadomości: 454
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #36 dnia: Listopada 21, 2014, 23:08:17 »
Akurat z tego co pamiętam z Kneippa albo innych źródeł bo cośtam do kompletu podczytywałam, to prysznic jest o wiele drastyczniejszym środkiem niż zanurzenie lub choćby polanie się z węża jednym grubym strumieniem. To było jakoś umotywowane, chyba tym że pobudza się naraz receptory na skórze w inny sposób.
Od siebie mogę dodać że zanurzenie się w zimnej wodzie gdy na powietrzu jest również dość zimno [jakieś +11] i później wyjście, + odpowiednia rozgrzewka przed i po, jest daleko mniej męczące niż lanie się zimną i ciepłą wodą pod prysznicem na przemian.. nie wiem chyba jakieś logiczniejsze dla organizmu. Wiadomo że jest zimno i że trzeba się rozgrzać, a nie że co chwile zmiana..
Wiesz, że miałam podobne myśli. Wchodzisz do ciepłej łazienki, wszystko ok, rozbierasz się, jest przyjemnie, myjesz się ciepłą wodą, jest komfort, ciało rozluźnione....i nagle chlust, sztywniejesz, w dodatku sama sobie masz to fundować????? Kurczę, w końcu jak Ci się ta łazienka będzie kojarzyć, jak jakiś pokój tortur, no ja właśnie czuję protest wewnętrzny :)

Offline ankawiniarska

  • Nowy
  • *
  • Wiadomości: 4
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #37 dnia: Grudnia 04, 2014, 22:33:01 »
Dzisiaj nagle poleciała mi zimna woda pod prysznicem. Nic przyjemnego ;/ wiec chyba was podziwiam za odwagę

Offline yar

  • Więcej Pisze
  • ****
  • Wiadomości: 401
Odp: Hartowanie ciała zimną wodą
« Odpowiedź #38 dnia: Grudnia 17, 2014, 14:52:19 »
Jeśli mogę coś od siebie to wyrobiłem sobie nawyk lania zimnej wody na głowę zaraz po wstaniu z łóżka Wcześniej robiłem tak jak wszyscy tzn zaczynając od nóg...
Jeśli czuję że nie mam siły jakoś z rana (a to czuć) to myję się jak kotek :)
Wchodzenie teraz do zimnej wody na zewnątrz jest bardzo bogatym przeżyciem. No i dłużej wytrzymam niż pod rannym prysznicem, tzn nic na siłę żebym nie był źle zrozumiany