Tak naprawdę wszystko zelży od studenta... Ja gdy mam wolne chodzę do naszej czytelni gdzie jest pełno potrzebnej mi literatury, do której dzięki uczelni mam łatwy dostęp. Bardziej mnie denerwuje, że u nas na UR nie "cisną". Moim zdaniem na studiach powinna lać się krew. Jak to mówił mój tata, gdy poszłam na studia "właśnie rzucili Cię na plaże Normandii". A tutaj się okazało, że w cale nie Normandia, nie ma "nazistów" raczej Ustka i kręcone lody... Skutki są dwa; mogę studiować dwa kierunki dziennie i zaocznie chodzić do technikum, a w cale nie mam poczucia, ze pomijam coś ze studiów, ze skupiając się na jednym, pomijam drugie. Uczę się rzetelnie, systematycznie i nie ściągam. Wiedzę mam taką jakiej wymaga ode mnie uczelnia, poza nią poszerzam wiedzę o medycynie naturalnej. Drugim skutkiem są moi koledzy z roku, którzy potrafią jeszcze narzekać, ze jest ciężko, a później walą takie gafy jak to, ze sosna jest jednoliścienna (OGRODNICY!). Zresztą, kurcze ostatnio miałam problemy z kolidującymi mi z obu kierunków elektywami, to usłyszałam od prowadzącej "to po co pani studiuje dwa kierunki?"- i bądź tutaj ambitny. Jeśli ktoś chce się uczyć, ssać z cycka uczelni, to rzucają mu kłody pod nogi. Jeśli nie zda sesji za dwudziestym razem, to nie wyleci, będzie miał następne dwadzieścia terminów. A tytuł na koniec taki sam jak ja...
Nie wiem właściwie dlaczego tak się żalę. Ostatnie dwa tygodnie na uczelni, która mnie olała ciepłym... sfrustrowały moją osobę.