Rozdrabnianie ziół to zajęcie dla /jak się w gruncie rzeczy nieraz okazuje / ludzi z tężyzną fizyczną. Sprzęt musi tez być dobry. W razie potrzeby sięgam do prymitywnych , ale skutecznych metod. Jeśli chodzi o owoce np. róży, jałowca, głogu to po dokładnym dosuszeniu wsypuje owoce do woreczka z grubego materiału i najczęściej sporym młotkiem rozbijam surowiec po prostu uderzając w ten woreczek, leży on wtedy na twardym podłożu np, na pniaku drewnianym. Różę w ten sposób rozdrobni się migiem. Gorzej z korzonkami np. mniszka,pokrzywy, bylicy, łopianu/ nie daj Boże babki- jest twarda jak żelazo!/ Korzystam wtedy z maszynki do mielenia mięsa i tak jak Basia dwa do przodu trzy do tyłu i tak do wyczerpania zapasu. Z młynka ręcznego korzystam przy takich surowcach jak gożdzik, pieprz, kminek, nieraz robię to w możdzierzu. W nagłej potrzebie korzystam z młynka elektrycznego tutaj rozdrabniam krotko by nie przegrzewać zioła. To już w sytuacji, kiedy wszystkie inne metody zawiodą. Słowem to przydał by nam się jakiś solidy sprzęt do rozdrabniania. arte