Takie operacje wiążą się z immunosupresją - a jak wiadomo to po obniżeniu odporności nowotwory łatwiej się rozwijają i on już powinien być zeżarty na żywca przez raka, widocznie ma na to sposób
Zielone, to jedno, ale do tego jest potrzebna wiedza.
Ostatnio czytałam o cyklosporynie. Zaczęło się od tego, że kupiłam książkę "śledztwo na cztery ręce i mikroskop". W zasadzie to jest poradnik dla wetrynarzy dermatologów i co rusz się tam przewijała cyklosporyna jako immunosupresja działająca dość wybiórczo, czyli przeciwko łykającemu, ale nie przeciwko zewnętrznym bakteriom. Gdyby nie skutki uboczne i cena, to byłoby marzenie dla wielu
Różne firmy farmaceutyczne pozyskują swoje materiały do badań w różne sposoby. Wysyłają ekspedycje w dzungle lub pracowników na wczasy, a wszyscy z poleceniem, by przywozić, co się da, skąd się da, a nóż coś z tego wyjdzie ciekawego. Jeden taki pracownik z wakacji w Norwegii przywiózł do firmy worek ziemi. W firmie stwierdzono, że w ziemi jest jakiś nieznany wcześniej grzyb i postanowiono go przebadać. Najperw próbowano, czy się nada jako antybiotyk - okazało się, że nie za bardzo. Coś tam hamował jakieś grzyby, ale w sumie słabo i nic ciekawego.
W pewnym momencie już się wydawało, że całość wyląduje pod spłuczką historii, ale, jak to zwykle bywa inni wpadli na inny pomysł. Od dłuższego czasu poszukiwano środka zapobiegającego odrzutom przeszczepów, które by nie były toksyczne. Istniał już jeden produkt pochodzenia grzybowego, skutecznie hamujący odrzuty, ale zbyt toksyczny i zbytnio hamujący podziały komórek - nie wszedł na rynek. Laboratoria firmy Sandoz (teraz Novartis) rutynowo badały różne grzybne metabolity w poszukiwaniu czegoś nadającego się do użytku. W końcu zidentyfikowano WŁAŚNIE TO. Mysz, której wstrzyknięto krew owcy przeżyła. Oczywiście, do leku droga była daleka: nie znano dawek, nie znano skutków ubocznych, były problemy z przyswajalnością itp.
Ta pasjonująca historia skończyła się nagrodami Nobla, dojną krową dla Nowartisu i tysiącami osób żyjących z cudzymi organami, nie mówiąc już o ludziach leczących różne paskudzące się zapalenia stawów, łuszczycę, no i zwierzątka opisywane we wspomnianej na początku książeczce.
W międzyczasie okazało się, że ta grzybnia z norweskiej ziemi znależy do rodziny grzybów po polsku nazywanych macużnikami, poza kręgami grzybomaniaków bardziej znanej pod łacińską nazwą Cordyceps, który jest uważany nieomalze za środek na wszystko i przeciwko wszystkiemu.
W Polsce macużniki też występują, ja je widziałam w Dolinie Radości w Gdańsku-Oliwie.
Wiadomo, że naukowcy w firmach farmaceutycznych badają nie tylko jak by co ubić, ale też prowadzone są intensywne badania nad tym, w jaki sposób można wykorzystać mechanizmy unieszkodliwiania układu odpornościowego stosowane przez różne robactwo, bakterie, grzyby czy raki.
Możliwe, że ten Rockefeller robi za króliczka doświadczalnego w tych badaniach, a w jego sytuacji nie musi czekac na zgodę władz na cokolwiek. W zasadzie, to on już nic nie ma do stracenia, za wyjątkiem własnego pogrzebu.
***
Świetna angielskojęzyczna strona o grzybach i medycynie, w której jest między innymi opisana historia cyklosporyny:
http://www.davidmoore.org.uk/Sec04_01.htmMoże tam nie ma przepisów do wykonania w kuchni, ale...
Pozdrowienia :-)