Temperaturę mam normalną kiedy jestem zdrowa, tzn. coś ok. 36,6'C, a gdy choruję, to mam gorączkę.
Skarpety nic do tego nie mają, bo normalnie nie marznę w nocy. Nie dałabym rady zasnąć, gdyby było mi zimno przed snem, więc zawsze odpowiednio się ubieram i kiedy jest chłodno, to sypiam grubo ubrana pod grubą kołdrą. To był jednorazowy, dziwny wypadek i dlatego o nim napisałam. Tej nocy temperatura w pokoju była taka sama jak poprzedniej, gdy było mi ciepło. Prawie zawsze budzę się do toalety w środku nocy i jest mi ciepło, bo jestem rozgrzana pod kołdrą. Dopiero jak wracam do łóżka, to marznę. A tu obudziło mnie straszne zimno bez żadnej przyczyny, bo wszystko było jak zwykle. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to że może jednak przez sen się odkryłam, zmarzłam i dopiero wtedy przykryłam jednocześnie się budząc, bo po przebudzeniu byłam przykryta. No ale nie wiem... Natomiast rano, gdy mam wstać, to przeważnie mi zimno, gdy próbuję wyjść spod kołdry, a gdy jestem niewyspana, to zimno nawet pod kołdrą.
Ogólnie, to owszem, jestem zmarzluchem i muszę ubierać się grubiej niż inni nie tylko w nocy. Zapewne po części wynika to z niskiego ciśnienia, a po części ze słabego umięśnienia i braku energii