Człek cywilizowany z natury rzeczy idzie przetartą drogą nauki... do momentu, kiedy uzmysławia sobie, że coś tu nie "gra" :-)
Tak miałem ostatnio z chorobą lokomocyjną u kilkulatki, której nijak nie dało się opanować.
Syropki, czopki po posiłku i na czczo... no na hipnozę jeszcze za wcześnie ;-) Nic nie dało rady - po przejechaniu kilkunastu kilometrów kończyło się wymiotami.
Od zaprzyjaźnionej forumowiczki usłyszałem:"a plasterek na pępek - zabobon, ale podobno skuteczny". Człek cywilizowany, ale jednak otwarty sprawdził ten "zabobon", przy oporze co bardziej uładzonych opiekunów ;-)
Okazało się, że w tym konkretnym przypadku metoda zadziałała w 100%. Rozzuchwaleni powodzeniem na czczo, sprawdziliśmy w drodze powrotnej opcję z pełnym żołądkiem i znowu sukces!
Teraz pozostaje znaleźć naukowe wyjaśnienie dla tegoż "zabobonu", ale jak zwykle na to kasy nikt nie da (bo nie da się sprzedać plasterka na pępek za milion), więc "zabobon" pozostanie zabobonem.