Tak jak wcześniej zauważył Pragmatyk - zbyt mocne wchodzenie w szczegóły powoduje naszą utratę percepcji głównych problemów bo odciąga uwagę na wątki poboczne. One są czasem bardzo istotne ale nie powinny zasłaniać rzeczy podstawowych.
Jedną z tych najważniejszych jest fakt, że większość ludzi kojarzy niedoczynność tarczycy jako jej chorobę, niedomaganie czy dysfunkcję i to postrzeganie jest jakby podświadome. Można nie mieć żadnej wiedzy na ten temat ale synonimy słowa niedoczynność, niedomaganie, upośledzenie itd. robią tu całą robotę bo odnosimy te pojęcia do pierwotnie zakodowanych wzorców językowych.
Nie mam zamiaru bawić się w językoznawcę ale zawsze myślałem,że to w jaki sposób posługujemy się językiem ma ogromny często nieuświadomiony wpływ na to jak naprawdę myślimy.
Zawsze śmieszą mnie zdania typu - Te jabłka są zdrowe? To jest zdrowa dieta? ponieważ automatycznie myślę wtedy, że ktoś zbadał zdrowie jabłek czy diety czy czegokolwiek innego, na przykład zbadał stan zdrowia stylu życia. to są pewne automatyzmy czy wytrychy skrótów myślowych, które zawierają konkretną supozycję czy sugestię, którą nasz umysł natychmiast klasyfikuje po dobrej stronie.
Podobnie jest ze zwykłym rzeczownikiem - niedoczynność. Sam przedrostek "nie" wrzuca nam program rozumienia czegoś co się nie dzieje, nie czyni, nie robi. I tu jesteśmy pewni czego nie robi bo mamy jakąś bardziej szczegółową wiedzę na ten temat. Jeśli jest to coś niby podobnego do innych zdarzeń - wrzucamy przedrostek "para-" np. paradondoza, parasympatyczny, . Jakby osłabia, dezawuuje, znaczenie głównego słowa np. paramedycyna, paradygmat, paralotnia (taka na niby)
Gdy wiemy że coś nie działa ale bez szczegółów, na zasadzie - coś jest nie tak bo wiemy jak być powinno - używamy określeń z przedrostkiem "dys-" np. dysbioza, dysaneuremia, dysfagia, dysleksja czy w ogóle dysfunkcja. Jeśli nie mamy żadnego pojęcia o przyczynach stanu rzeczy używamy mądrych zwrotów typu idiopatyczny (mamy tu jednocześnie info o patologii), idiomatyczny (osobliwy). Ciekawe, że na określenie bardzo złych sytuacji o charakterze medycznym mamy zdecydowanie najwięcej. Chodzi mi o przedrostek "pato-"
Można go wrzucać na początek , w środek czy koniec prawie dowolnego wyrazu. Spróbujcie sami dla rozrywki umysłu. Czego mamy najwięcej w rzeczywistości - prawdopodobnie będziemy mieli również w języku ;-)
W ten sposób sami sobie utrudniamy rzetelne zrozumienie, dokładne określenie czy zdefiniowanie stanu rzeczy. Za to mamy wiele mądrze wyglądających czy brzmiących określeń, karmiących nierzadko ego tych, którzy wiedzieć powinni - w tym wypadku lekarzy. Jeśli mamy jakiś problem zdrowotny i nie potrafimy go dokładnie określić, zdefiniować, nazwać czy sklasyfikować - w zasadzie oddajemy to, co dla nas najcenniejsze w ręce innych, co do których , znów, w założeniu podświadomym - przyjdą, wyleczą , naprawią - i będzie dobrze.
Przy okazji zrzucamy całą odpowiedzialność na innych a sami - z definicji stawiamy się już od początku w roli ofiary. Ofiary niesprawiedliwego losu, niespodziewanych zdarzeń, błędów innych ludzi, spieprzonego systemu, braku środków czy cokolwiek innego. Jak coś pójdzie nie tak to mamy wygodne wytłumaczenie i usprawiedliwienie dla wszystkich dookoła.
Tymczasem, jeśli sami nie wejdziemy w ten proces jako podmioty tych wydarzeń - będziemy i jesteśmy traktowani jak przedmioty, numery statystyczne, elementy doświadczalne - właściwie niezależnie od tego czy płaci NFZ czy my sami. Każdy tego doświadcza, może przedstawić niejedną historię kiedy wrócił do domu zapłakał z niemożności przebicia się przez szklany sufit.
Każdy nieraz zauważył, że podczas rozmowy z lekarzem jest sprowadzany ciągle na ziemię pytaniami prostymi typu jest gorączka?, jakie ciśnienie? co boli konkretnie? My próbujemy opowiedzieć coś więcej, dodać jakieś szczegóły, opisać kontekst, próbujemy na bieżąco nazwać to co odczuwamy, jakoś przedstawić nasze obawy czy spostrzeżenia - i nagle czujemy, że to nie ma znaczenia, że ta nasza niepewność językowa w wyrażeniu problemów obraca się jakby przeciwko nam.
Bo system myślenia maszynowego, kartezjańskiego króluje od dwóch stuleci zwłaszcza w medycynie i ten system wraz z jego specyficznie dobranym językiem jest jedną z głównych przyczyn porażki komunikacyjnej.
Wychodzimy wtedy lekko skołowani i dopiero w drodze do domu reflektujemy się, że w zasadzie nie powiedzieliśmy tego, co chcemy, zapomnieliśmy zapytać o te inne rzeczy, może o inne leki czy objawy.
Porażka nie wynika tylko z wyuczonego autorytaryzmu ludzi medycznych - jest przede wszystkim zaklęta , zakodowana w języku. Poszliśmy nieprzygotowani ale za to niektórym znajomym potrafimy wszystko wyjaśnić w kilku prostych i konkretnych zdaniach. U lekarza się to rzadko udaje.
Sami w swoich myślach jesteśmy sprawni, dość precyzyjni, dość pewni, mamy argumenty i mocne przekonania ale kiedy przyjdzie włączyć głośnik - nagle wszystko staje się bardziej zagmatwane.
Słowa z zaprzeczeniem "nie" wprowadzają nas w myślowy błąd poznawczy bo niedoczynność np tarczycy wcale nie oznacza jej choroby bądź domyślnie tego, że nie działa..
I to jest kluczowe, bo o ile konkretne choroby tarczycy oczywiście istnieją i jest to kilka % populacji to niedoczynność dotyczy lekko 80% tej samej populacji.
Klinicyści, fizjolodzy i inni badacze mają o tym zwykle bardzo dobre pojęcie. Lekarze wiedzą to co się nauczyli 10, 20, 30, 40 czy więcej lat temu. Większość ma wielkie mniemanie o swej wiedzy i jest ona raczej niezmienna do śmierci. Jedyne z czym są na bieżąco to nowe nazwy leków lub stan konta.
To co ma główny wpływ na działanie tarczycy to stan metaboliczny organizmu. Czyli stan i funkcjonalność całego systemu biochemiczno -fizycznego do jakiego doprowadziliśmy nasz organizm w danym momencie życia używając oczywiście zdrowej diety, zdrowego stylu życia, zdrowych suplementów, zdrowego rozsądku i takie tam inne.
Żeby nie było łatwo -wszystko ma jakieś znaczenie i niestety często pewne rzeczy na które mogą sobie pozwolić jedni - innym będą dotkliwie przeszkadzać. Jak rozmawiam z ludźmi to naprawdę niewielu z nich potrafi powiedzieć - chujowo się odżywiam, piję , palę ćpam - i oczywiście wiem, że to się kiedyś słabo skończy. Większość mówi że zdrowo się odżywia, mają zdrowy styl życia, uprawiają ćwiczenia fizyczne i co mnie czasem zastanawia - nikt nie uprawia ćwiczeń psychicznych.(..)
I najczęściej większe problemy zdrowotne mają Ci z drugiej grupy. Jak to, przecież robię wszystko dobrze.
No to co, może cała ta mainstreamowa wiedza o zdrowym życiu to jakaś bajka?
A kiedy latami używają tych wszystkich cudownych sposobów na zdrowie i nie mają rezultatów - to wiedza alternatywna też jest do bani?
Wszystko rozbija się o szczegóły i kontekst i każdy człowiek to osobna unikalna sytuacja i historia.
I tylko my sami, za pomocą poznawania, myślenia, rozmawiania, poszukiwania i działania - możemy mieć na to wpływ.
Kolejny błąd i tendencja do wdrożenia to hasło niedoczynność tarczycy = brak jodu. Stary dobrze trzymający się mit. Czytamy, że prawie wszyscy piszą o tym i suplementują jod, no to my też.
Nigdy nie słyszałem by ktoś po prostu poszedł do laboratorium i oznaczył sobie poziom jodu. Koszt 250zł? Nigdy!
Ale wypijać wielkie ilości płynu Lugola, to jest ok. Robi to wielu, bo wielu ma internet a słowo pisane jest jak prawda. Wszystkie inne metody oznaczania są metodami pośrednimi. Nawet u lekarzy. Wyniki tarczycy mają niby mówić o tym jak pracuje tarczyca. Niestety to nie jest prawda. To może być zablokowana dejodynaza, nadmierna obecność rodanków czy goitrogenów (i nie zawsze jest to związane z siarką), nadmiar estrogenów, zablokowane częściowo oddychanie mitochondrialne wielu obszarów ciała, nadmierna lipoliza, niezdolność spalania glukozy, toksyczne metabolity nienasyconych kwasów tłuszczowych, wysoki poziom SHGB (wtedy badanie FT3, FT4 i kilku innych wolnych hormonów jest do bani i silnie sugeruje niedoczynność, której nie ma).
Zatem Adamlas - przenieś swoją uwagę na znacznie wyższy, podstawowy poziom.
Patrz zawsze na samopoczucie, symptomy, nawet najdrobniejsze, obserwuj funkcjonalność mięśni , stawów czy powięzi. Naucz się szybkiej oceny jakości widzenia (zmienia się kilka razy w ciągu dnia), kojarzenia, bystrości pracy mózgu, jakości koncentracji. Sprawdzaj podstawowy tremor rąk, nóg. Sprawdzaj jaki poziom dzwonienia masz w uszach w danych sytuacjach. Sprawdź stan nerwów i ośrodków wzroku palmingiem.
To wszystko jest proste do zrobienia i daje znacznie więcej informacji niż przysłowiowa morfologia.
To daje bieżącą ocenę całej sytuacji i co najważniejsze pozwala wychwycić zbliżające się problemy.
Dwa najważniejsze życiowe i metaboliczne parametry, które mówią prawie o wszystkim to temperatura ciała po przebudzeniu i puls.
Większość ludzi jest w wielkim błędzie ponieważ tego w ogóle nie docenia.
W istocie tarczyca prawie zawsze próbuje robić to, co może w danej sytuacji metabolicznej i w takim stopniu jaki jest możliwy do osiągnięcia a sama w sobie rzadko bywa chora. A jej niedoczynność wynika głównie z naszych poczynań i wyborów.
Reasumując: niedoczynność tarczycy to mniej lub bardziej obraz zdrowia całego ciała co sugeruje by myśleć i robić cokolwiek, co mu służy, co podniesie ilość produkowanej energii metabolicznej i przy okazji odblokuje/usprawni/podniesie jakość jej pracy, ponieważ jest to główny regulator energii życiowej. Jeśli jest jej mało to trudno tym regulować.