General Category > Fitoterapia endokrynologiczna.
Progesteron, tarczyca, stercze, globuliny
Basia:
--- Cytat: wzuo w Kwietnia 12, 2023, 14:33:32 ---Surowe krzyżowe warzywa to trucizna blokująca tarczycę przez a zatem i metabolizm. Im bardziej obrobione termicznie krzyżowe tym mniej szkodzą. Aczkolwiek i tak należy mieć z tyłu głowy, nie przesadzałbym z ilością.
--- Koniec cytatu ---
Czy Ty to tak na serio czy jeszcze masz Prima Aprilis?
Surowe warzywa krzyżowe są bardzo cenne i mają dużo witamin, szczególnie w formie kiszonek, ale tarty chrzan, rzepa, rzodkiew też są bardzo wartościowe. Szczególnie te ostatnie, z powodu ostrego smaku pobudzają cały układ hormonalny do pracy, a nie jego hamują.
Obrobiona termicznie kapusta jest lżej strawna, nie ma działania przeczyszczającego i -bójczego, a na tarczycę działa tak samo.
--- Cytuj ---Najlepiej spożywać wygotowany rosół z warzyw, a wygotowane warzywo wyrzucić. Szkoda karmić niekoniecznie korzystne bakterie jelitowe.
--- Koniec cytatu ---
A czym masz zamiar karmić korzystne bakterie jelitowe, jeśli wyrzucisz warzywa inulinowe i kapustne?
Masz bardzo rewolucyjne podejście do żywności.
Może na Ciebie teraz to działa pozytywnie, pytanie, na jak długo?
--- Cytuj ---Co do ilości tłuszczów to zależy od człowieka, ale około 30% to taka średnia. Oczywiście mowa o zdrowych tłuszczach - olej kokosowy, palmowy itp. Nie PUFA bo są to kancerogenne tłuszcze (nie jest to tajemna wiedza, wystarczy przeczytać artykuł na Wikipedii), jełczeją w tempie ekspresowym (co w praktyce oznacza, że gdy trafią do Ciebie przez cały długi łańcuch dostaw już są zepsute) a do tego hamują metabolizm. Z tego co pamiętam to jakieś minimalne ilości EPA i DHA są potrzebne i są nawet przekazywane z mlekiem matki do dziecka jednak w praktyce suplementacja tego jest niemożliwa właśnie z powodu niestabilności chemicznej tych kwasów.
--- Koniec cytatu ---
Nie jest pewne, czy olej kokosowy i palmowy są zdrowsze, niż na przykład rzepakowy. Trzeba wiedzieć, czy są rafinowane, czy nie. Oleje rafinowane nie mają omeg 3, bo to one jełczeją, a po zastosowaniu do smażenia mogą się przypalić, czyli mogą jak każda smoła zadziałać kancerogennie. Oleje nierafinowane (w rzeczywistości) muszą być świeże i nie powinny być używane do smażenia. Olej kokosowy, który do nas dociera jest rafinowany - nierafinowany byłby żółty lub brązowy i by szybko zjełczał. Wiadomo, że różne oleje mają różne własności i wiadomo, że nie należy się przyklejać tylko do jednego rodzaju oleju.
Ale wiadomo, że omegi 3 są potrzebne i wiadomo, że najlepiej przyswajalne są z tranu lub tłustych ryb, roślinne są znacznie słabiej przyswajalne. Wiadomo, że hodowlane norweskie łososie karmione soją GMO ze śladową ilością mączki rybnej nie mają prawie żadnych omeg w mięsie.
Pozdrowienia :-)
wzuo:
Pytasz o badania? Oczywiście, że są. Wystarczy pogrzebać…
Rafinacja oleju kokosowego polega na pozbawieniu go składników aromatycznych i zostawieniu samych kwasów tłuszczowych. Kwasy tłuszczowe z oleju kokosowego są wysoce stabilnie temperaturowo nawet do 240*C a co dopiero 38-40*C jakie występuje u człowieka w organizmie. Gorzej ze "zdrowymi" olejami które jełczeją w temp. pokojowej. Ciekawe zatem co dzieje się z nimi w 40 stopniach, które panują w organizmie. No, ale tego smrodu już nie czuć… Nie ma znaczenia czy olej omega-3 czy omega-6 jest świeżo wyciśnięty czy nie. Dla przykładu, len jako roślina najlepiej rośnie w chłodnym klimacie, na przykład olej lniany szwedzki jest dużo wyższej jakości od naszego krajowego, i z tego powodu jego substancja zapasowa jest płynna w niskich temperaturach. Len nie rośnie w ciepłych krajach właśnie przez to, że ziarno zjełczeje i nie wykiełkuje. Podobnie kapusta rzepak czy amerykańska odmiana canola (ta akurat najlepiej rośnie w Kanadzie). Nie są to rośliny rosnące w ciepłym klimacie.
Wystarczy użyć farby olejnej lnianej by przekonać się co się dzieje z olejem lnianym pod wpływem temperatury i tlenu. Dodatkowo dodam, że te na szwedzkim oleju są świetne, a te na naszym polskim są badziewne.
Olej rzepakowy to wynaturzenie powstałe przez sztuczne zmodyfikowanie rzepaku, który był rośliną trującą przez kwas erukowy.
Co do szkodliwości warzyw krzyżowych, wystarczy poczytać o goitrogenach, a także o powiązaniu rejonów spożycia takich warzyw w dużej ilości z częstotliwością występowania wola tarczycy.
Kwas acetylosalicylowy jest dużo bardziej przebadany niż kora wierzby. Nie namawiam, jak ktoś lubi gotować herbaty to przecież nie ma w tym nic złego. Byleby surowiec był wysokiej jakości, nie sklepowy i nie zbierany byle gdzie, o co ciężko, więc osobiście wybieram synetyczną formę. Jak ktoś ma problemy z żołądkiem po salicylanach to trzeba się wspomóc wodorowęglanem sodu.
Nie da się karmić jednocześnie korzystnych i nie karmić niekorzystnych bakterii jelitowych, z doświadczenia szczepy niekorzystne są zazwyczaj większymi oportunistami i to one dominują nad tymi pozytywnymi. Nie trzeba być naukowcem, żeby zobaczyć organoleptycznie jakie są najczęściej metabolity bakterii - kwas mlekowy, który jest szkodliwy w nadmiernej ilości a zwłaszcza jego izomer D-. Zaś głównym metabolitem drożdży jest metanol, etanol, które również nie należą do zbyt zdrowych rzeczy.
I mówię tutaj tylko o rzeczach widocznych gołym okiem nie zagłębiając się w szczegóły, konkretne bakterie, konkretne drożdże. Zbyt obszerny temat.
Poza tym nadmierne pchanie siebie w błonnika jedyne co powoduje to podrażnienie błon jelitowych co skutkuje stanami zapalnymi jelit, gazami, które poprzez ciśnienie powodują rozszerzenie jelit i zatem wzrost ich przepuszczalności dla składników, które powinny zostać wydalone, a także nadprodukcją serotoniny. Ziółka na trawienie tu nie pomogą, już to przerabiałem.
Oczywiście, że ludzie nie wybierają choroby poza jakimś marginesem. W deklaracji. Bo w czynach to już zazwyczaj wygląda zupełnie inaczej.
"Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie."
I to samo jest z chęcią bycia zdrowym. Nie wystarczy tylko deklarować chęci wyzdrowienia.
To wszystko co napisałem działa na mnie pozytywnie od dłuższego czasu, wcześniej były "zdrowe" oleje, kapustki, probiotyki, "zdrowe" zamienniki cukru i inne cuda i jedyne do czego to doprowadziło to do kompletnej już zapaści energetycznej organizmu, i problemów zdrowotnych i psychicznych, a to wszystko u 25 letniego człowieka. Co dopiero musi się dziać w wieku gdy organizm nie potafi już tak bronić się przed własnym sobą.
Darshan:
Basia napisała: Czy Ty to tak na serio czy jeszcze masz Prima Aprilis?
Surowe warzywa krzyżowe są bardzo cenne i mają dużo witamin, szczególnie w formie kiszonek, ale tarty chrzan, rzepa, rzodkiew też są bardzo wartościowe. Szczególnie te ostatnie, z powodu ostrego smaku pobudzają cały układ hormonalny do pracy, a nie jego hamują.
Obrobiona termicznie kapusta jest lżej strawna, nie ma działania przeczyszczającego i -bójczego, a na tarczycę działa tak samo.
To nie Prima Aprilis, Basiu. Nie chce mi się wierzyć, że tego nie wiesz i wprowadzasz dziwną narrację.
Kliknąłem pierwsze dwie pierwsze losowe publikacje w tym temacie i mamy tu taką sytuację:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3496161/
"...Wyjątkowo wysokie wskaźniki zachorowalności na raka tarczycy odnotowano w Nowej Kaledonii, szczególnie u kobiet z Melanezji. Aby wyjaśnić przyczyny tej podwyższonej częstości występowania, przeprowadziliśmy ogólnokrajowe populacyjne badanie kliniczno-kontrolne w wieloetnicznej populacji kaledońskich kobiet. Badanie obejmowało 293 przypadki raka tarczycy i 354 grupy kontrolne. Na podstawie kwestionariusza częstotliwości spożywania pokarmów zbadaliśmy rolę w raku tarczycy produktów spożywczych bogatych w jod – takich jak owoce morza – oraz warzyw zawierających goitrogeny – takich jak warzywa kapustne. Zastosowano również pomiar całkowitego dziennego spożycia jodu w oparciu o tabelę składu żywności. Nasze odkrycia dostarczyły niewielkiego wsparcia dla związku między rakiem tarczycy a spożyciem ryb i owoców morza. Stwierdziliśmy, że wysokie spożycie warzyw krzyżowych było związane z rakiem tarczycy wśród kobiet z niskim spożyciem jodu (OR = 1,86; 95% CI: 1,01–3,43 dla spożycia jodu < 96 μg/dzień). Wysokie spożycie warzyw krzyżowych wśród Melanezyjek, grupy z łagodnym niedoborem jodu, może przyczynić się do wyjaśnienia wyjątkowo wysokiej zachorowalności na raka tarczycy w tej grupie.
Warzywa krzyżowe zawierają tioglukozydy, które są metabolizowane do tiocyjanianów. Związki te hamują transport jodu i wbudowywanie jodku do tyreoglobuliny, zwiększając w ten sposób wydzielanie TSH i proliferację komórek tarczycy. W doświadczeniach na zwierzętach stwierdzono, że substancje te wywołują raka tarczycy ( 12 ). Inna grupa silnych goitrogenów zawarta jest w żywności, takiej jak maniok lub słodkie ziemniaki, z wysoką zawartością glikozydów cyjanogennych ( 13 ). W badaniach epidemiologicznych nie wykazano wyraźnego związku między rakiem tarczycy a warzywami krzyżowymi lub innymi produktami spożywczymi zawierającymi goitrogeny ( 14 , 10)..."
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7282437/
"...Innym produktem sojowym, który może powodować wole, jest ziarno prosa; mianowicie proso perłowe ( Pennisetum glaucum lub jego synonim P. americanum ), wysoka trawa zbożowa o dużych liściach i gęstych okrągłych kolcach, powszechnie uprawiana ze względu na nasiona i paszę [ 18]. Nawet u osób z odpowiednią podażą jodu proso nadal może hamować czynność tarczycy. Wiele obszarów wiejskich Afryki i Azji o klimacie półpustynnym jest zależnych od prosa jako głównego źródła energii. Endemiczne wole stwierdzone na tych terenach dało możliwość zbadania przeciwtarczycowego działania prosa. Proso perłowe to rodzaj prosa bogatego w C-glikozyloflawony, które w badaniach na zwierzętach wykazały podobne działanie do metimazolu. Badania in vitro na szczurach wykazały, że C-glikozyloflawony hamowały 85% enzymu peroksydazy tarczycowej [ 13 , 19 ].
Maniok, skrobiowy, bulwiasty korzeń drzewa tropikalnego, spożywany jako rutynowa dieta w niektórych krajach afrykańskich, jest również innym wcześniej opisanym goitrogenem [ 20 ]. Etiologia może być związana, choć wciąż kontrowersyjna, z wysokim stężeniem linamaryny, cyjanogennego glukozydu, w manioku, który może być metabolizowany do tiocyjanianu [ 20 , 21 ]. Olej z orzeszków ziemnych i hiacynt wodny zostały również wcześniej opisane jako potencjalne goitrogeny w mieście Kosti w Sudanie, kiedy Eltom i in. [ 7 , 8 ] zbadali możliwe przyczyny endemicznego wola w środkowym Sudanie. Postulowanym mechanizmem patogenezy była silna zdolność absorpcyjna hiacyntu wodnego ( Eiccornia Crossipes), pływającego chwastu wodnego, który tworzy wieloletnią matę pokrywającą większość Nilu Białego, głównego źródła wody pitnej w Kosti [ 22 ]. Podejrzewa się, że cebula i czosnek, wcześniej uznawane za warzywa zawierające potencjalne dietetyczne goitrogeny, stoją za endemicznością obok oleju arachidowego, ponieważ wszystkie są dobrze spożywane w mieście [ 7 , 23-25 ]..."
Flawonoidy w owocach, warzywach i herbacie, które potencjalnie mogą pozytywnie wpływać na układ sercowo-naczyniowy, hamują czynność tarczycy w dużych dawkach. Baza danych Natural Standards zawiera obszerną listę suplementów, które mają potencjalny wpływ na czynność tarczycy, do której konsumenci mogą się odnieść w celu uzyskania wskazówek [ 31 ]..."
Od siebie dodam , że musztarda (nasiona gorczycy) może się tu wysuwać zdecydowanie na czoło listy goitrogenów. Kiedyś miałem kilkumiesięczny dostęp do publikacji wewnętrznych pewnej zacnej w świecie instytucji i znalazłem tam opis badania, w którym wykazano jednoznacznie, że istnieje zjawisko "wrodzonej" niechęci do surowej cebuli, czosnku i jeszcze jakiegoś warzywa (na surowo) wśród ludzi z znaczną niedoczynnością tarczycy. Ci sami ludzie tolerowali bez problemu te warzywa w postaci obrobionej, gotowanej, marynowanej czy smażonej.
W tej samej grupie rzeczy mocno hamujące pracę tarczycy na różnych poziomach zawsze były karotenoidy, szczególnie beta-karoten np w słodkich ziemniakach ale też gotowanej marchwi i soku z surowej marchewki. Co ciekawe sałatka z marchewki o której słusznie wspomina Wzuo, daje poziom wchłaniania karotenoidów na poziomie ok 2% a sok już ponad 90%.
W życiu poznałem wielu wegan, którzy mieli ogromne problemy zdrowotne wierząc w powszechny mit surowych koktajli z czego sie da. Ja też w to wierzyłem 35 lat temu bardzo gorąco i po 4 latach sojowego, bezmięsnego i kapuściano-marchewkowego życia miałem rozwaloną tarczycę z każdym możliwym odejściem od normy. Sprawdźcie jak skończył ruch rowfoodowców czyli tych, którzy kazali jeść wszystko na surowo. To co stało się z tymi ludźmi nigdy nie powinno się powtórzyć.
Ale wiara w surowe nadal krąży i nadal zabiera wielu w krainę problemów zdrowotnych.
Zamiast wiedzy ja też posługiwałem się wiarą i propagandą, której nauczyli mnie inni z tej orientacji.
Teraz, kiedy mam wiarę tylko w to , co zrobiło wielu badaczy a większość ludzi, w tym lekarze o tym jeszcze nie wiedzą - unikam spożywania płynnych olejów roślinnych, co pomogło mi i wielu innym osobom wyjść z bardzo dużych opresji zdrowotnych. Cykl życia nauczyciela to ok 35 lat i dopóki nie przyjdzie inny , z inną wiedzą - stara będzie sobie żyła swoim życiem. Mity o cudownej sile wielu warzyw a nawet niektórych owoców - też długo będą jeszcze żyć.
Co do olejów roślinnych, znów Basiu siejesz niepewność tam, gdzie już od dawna wiadomo o co chodzi.
To czy oleje są dla zdrowia dobre , obojętne czy złe decyduje tylko i wyłącznie profil chemiczny i proporcje kwasów tłuszczowych. Od stopnia saturacji zależy ich stopień oksydacji i sposób wchodzenia w przemiany chemiczno-biologiczne. Stopień rafinacji nie ma nic do rzeczy. gdyby ludzie mieli świadomość jakiej chemii używa się do ich ulubionych olejów i jakie mają resztkowe zanieczyszczenia, zakupy wyglądałyby nieco inaczej. Właściwie to można powiedzieć, że 99% całej produkcji przechodzi rafinacje, bo nie przeżyłaby na półce nawet kilku dni.
Rafinacja czyli oczyszczanie jest teraz postrzegana bardziej jako ekstrakcja (wyciągamy cały olej z ziarna bo z tego mamy zysk) zimne wytłaczanie to niewielka nisza.
W XX wieku prowadzono wiele eksperymentów dotyczących wpływu warzyw surowych lub gotowanych na różne parametry organizmów i zwierząt i ludzi. Diety surowe zawsze dawały gorsze wyniki funkcjonalne a także przeżyciowe (długość życia znacznie większa w grupie warzyw obrabianych termicznie). Teraz już nikt o tym nie pamięta lub nie wspomina bo tamte wyniki często stoją w konflikcie do interesów producentów żywności i niektórych, dobrze sprzedających się ideologii dietetycznych.
Reasumując - istnieje wiele produktów hamujących układy endokrynne na wiele różnych sposobów i zazwyczaj w tej grupie najbardziej niekorzystne są warzywa krzyżowe spożywane na surowo. Poddane gotowaniu tracą dużo ze swoich właściwości inhibicyjnych, zatem jeśli ktoś nie przesadza z ilością czy częstotliwością spożywania - wydają się być względnie bezpieczne. Jeśli jednak komuś zależy by wyjść z niedoczynności tarczycy bądź innych problemów hormonalnych - warto na pewien czas mocno ograniczyć obecność takiej żywności stosownie do problemu, którym się zajmuje.
I na koniec, żeby bardziej pomieszać kijem w mrowisku. Kwasy omega n-3 nie są niezbedne do życia i dawno to wykazano. wykazano również, że organizm jest w stanie sobie go sam wytworzyć z innych kwasów tłuszczowych, ale przemysł przetwórczy ryb nie miał kiedyś sposobu na utylizację ogromnej ilości tłuszczu rybiego, więc zasponsorowali badania, marketing i od tej pory sprzedają przerobiony odpad i sponsorują kolejne "badania", które mają to potwierdzić. Nikt nie zastanawia się nad tym, że ok 80% populacji ludzi od początku istnienia aż do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku nigdy nie miało styczności z tłuszczem ryb oceanicznych i jakoś przeżyli.
Od ok 80 lat średnia wielkość (masa i objętość) mózgu ludzkiego stale maleje i już teraz jest blisko 10% mniejsza niż sto lat temu. korelacja z przemysłem olejowym nie jest przypadkowa.Ale to zupełnie inny temat.
Basia:
Wszystko fajnie, to dlaczego w naszym kapuścianym kraju ludzie nie padają jak muchy akurat na raka tarczycy?
To, że w badaniach w zupełnie innych częściach świata piszą o warzywach kapustnych, to nic nie znaczy, bo nadal nie wiadomo, czy chodzi o kapustę lub podobne warzywa liściowe, czy o korzenie czy nawet, jak pisałeś o nasionach (gorczycy). Dla mnie zadziwiające jest, jak to możliwe, że w Melanezji, na wyspach, są niedobory jodu, pomimo spożywania owoców morza. Teoretycznie to jest prawie niemożliwe, to musi być coś genetycznego.
Możliwe, że to też ma coś wspólnego z tym, że Samoańczycy są zwykle chorobliwie otyli - w końcu to podobne grupy ludzi i podobna kultura.
Napisałeś o marnych wynikach jedzenia surowych wegańskich koktajli przez kilka lat. Czy ja pisałam o ekstremach? Wiadomo, że każda jednostronna dieta najczęściej się marnie kończy, chociaż niektórym osobom czasem wychodzi na zdrowie, przynajmniej przez jakiś czas. Szczególnie mania koktajli do mnie osobiście zupełnie nie przemawia, tak samo, jak jakieś zupy-kremy. Jeśli ma się zęby, to trzeba ich używać.
Wyniki eksperymentów na zwierzętach też bywają wątpliwe, szczególnie, że te zwierzęta najczęściej nie mają swobodnego wyboru tego, co jedzą i na dodatek zwykle są dobierane z ras genetycznie podatnych na badane choroby.
Podsumowując: nadal uważam, że w polskich warunkach wyrzucanie warzyw z zupy i wyrzucanie wszystkich warzyw kapustnych z jadłospisu spowoduje więcej szkody, niż pożytku.
Pozdrowienia :-)
leo:
Doktor HR też pisze o roślinach krzyżowych: https://rozanski.li/270/rosliny-krzyzowe-cruciferae-a-tarczyca/
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej