Tak tylko sygnalizacyjnie, bo pora na zioła nie była najlepsza: bażyna rośnie tu pospolicie, na drzewach brodaczka, przywrotnik dziko także samo, bez koralowy niemal na każdym kroku. W handlu dżem z maliny moroszki da się zdobyć. Tak sobie myślę, że w sezonie wegetacyjnym to raj dla zbieraczy ziół, bo zaludnienie niewielkie, a bogactwo natury przeogromne.
Kontrast z moimi słowami, dla zilustrowania "wiosny" na norweskim płaskowyżu: