Lelka, możliwe, że masz rację, ale też możliwe, że ktoś, coś naciągnął i wyciągnął nie do końca prawidłowe wnioski.
Wystarczy, że ktoś skorzystał z instytucji teleporady na PESEL pacjenta, który potem zmarł. Przecież wiesz, że to jest zupełnie możliwe. Może to rodzina chciała załatwić lek za wszelką cenę?
Dalej, brak testu, szczególnie późnym latem i jesienią zeszłego roku też o niczym nie świadczy, bo wtedy łaski testu mogli dostąpić tylko ludzie z pełnym zestawem czterech objawów. Moja koleżanka z pracy przyjechała z sanatorium, po kilku dniach się źle poczuła, ale wolała się zamknąć w domu, niż się zadawać z medycyną. Przetrzepało ją trochę, ale bez skutków ubocznych. Potem rozmawiała ze swoimi współspaczkami i okazało się, że jedna była oficjalnie pozytywna, a druga miała 3 tygodnie antybiotyku na zapalenie płuc, ale łaski testu nie dostąpiła, bo zabrakło jakiegoś objawu. Ja w tym czasie miałam tylko zatkany nos, nic więcej. Teraz myślę, że to mógł być kowid. Przeciwciał nie mam, ale to by się zgadzało, bo mnie nie przetrzepało, tylko lekko dotknęło.
Dalej, sprawa tzw publikacji w tzw czasopismach naukowych. Żeby to zrobić, trzeba mieć kasę i to dużą. Kiedyś mój tata, jeszcze za głębokiej komuny coś tam wybadał na temat świecenia związków chemicznych i wysłał artykuł do jakiegoś czasopisma w Londynie. Artykuł przyjęto, wydrukowano i przysłano rachunek, którego wymiar stanowił wielokrotność jego wypłaty. Jego szkoła (obecnie uniwersytet w Gdańsku) też tej kasy nie miała, więc rachunek nie został nigdy zapłacony. Dlatego w tzw czasopismach naukowych nie widać publikacji z wielu krajów, a z wielu krajów poziom tych publikacji jest żenujący - chodzi tylko o publikacje i cytaty kolegów na koszt tzw instytucji badawczej, czyli punktoza.
O dochody Bodnara się nie martw - jak zapłaci pracowników, ZUS, księgowość, pomieszczenia, może VAT, to nie wiem, czy więcej zarobi na rękę, niż normalny lekarz pracujący dla NFZ.
Pozdrowienia :-)