Chciałem się podzielić moją krótką, udaną przygodą z siedmiopalecznikiem.
Los mnie rzucił w ciężką fizyczną pracę i niedawno miałem duży problem z lewym kolanem.
Kolano napuchło, zrobił się obrzęk, bardzo ograniczyła się ruchomość, plus oczywiście duży ból.
Dawno nie miałem takiej kontuzji, oczami wyobraźni brałem pod uwagę nieciekawą przyszłość z tym kolanem.
Zaniepokoiłem się porządnie by nie przerodziło się to w coś bardzo poważnego, a chyba było blisko.
Postanowiłem zareagować szybko i włączyć do akcji znany nam siedmiopalecznik.
Może trochę nietypowo, ale jadłem na surowo wysuszone ziele i popijałem maślanką lub mlekiem.
Bardzo szybko w sensie kilku dni całkowicie zahamowało się wszystko to co złe z kolanem (nie pogorszyło się choć bolało), a tak mniej więcej do 10 nie ma już po niczym śladu, ani po bólu, ani po obrzęku ani po niczym:)
Pozdrawiam
Krzysztof