My nawet nie wiemy, ile osób przez to przeszło. Rząd kręci ze statystykami, a ludzie się nie testują, jeśli bardzo nie muszą, by nie wpaść w kwarantannę razem z otoczeniem. Sama mam koleżankę, która się zaizolowała na 3 tygodnie, aż zaczęła normalnie czuć smak kawy + urzędowe 3 dni, ale w statystyki żadne nie weszła.
Jeśli w połowie listopada mieliśmy 30 tysięcy zarejestrowanych przypadków dziennie, czyli w praktyce razy 5, czyli 150 tysięcy dziennie, to do miliona wystarczy tydzień.
Bez darmowych testów na życzenie i złagodzenia zasad kwarantanny dla zdrowego otoczenia chorego (obecnie jest koniec izolacji chorego + chyba 10 dni aresztu dla reszty domowników), to nie ma szans na to, że ludzie będą chcieli się zgłaszać.
Myślę, że już 5-10 milionów w Polsce przez to przeszło, większość nawet o tym nie wiedząc.
Poza tym nie wiemy, czy po zaszczepieniu choroba byłaby lżejsza czy nie. Wiemy, że powtórne zachorowanie może być lżejsze lub cięższe - nawet na to nie ma reguły.
Nie wiemy, co się stanie, jeśli szczepionkę dostanie osoba chora.
Nie wiemy, co się stanie, jeśli szczepionkę dostanie osoba, która już przeszła przez zakażenie koronawirusem
Ostatnio media nagłośniły sprawę 2 lekarzy w Rosji, którzy zachorowali mimo zaszczepienia. Najprawdopodobniej się zakazili przed nabyciem szczepionkowej odporności. Czyli, jeśli by rzeczywiście zaczęli szczepić w drugiej połowie stycznia to skutki szczepienia byłyby widoczne od początku marca. Do tego czasu mamy odporność stadną i bez szczepień dzięki staraniom naszych władców, by to nam zapewnić.
Jestem bardzo sceptyczna wobec tej szczepionki / szczepionek i nie z powodów spiskowych, czipowania, big pharmy itd, ale racjonalnych.
Obecnie istniejące szczepionki są krokiem w kierunku, ale nie są rozwiązaniem problemu epidemii dla większości ludzi.
Na razie, jak pisałam wcześniej to jest rozwiązanie dla ludzi i szpitali planujących jakieś operacje. Wtedy obecne rowiązanie ma sens. Tak jak przed operacjami nakazują zaszczepić się na żółtaczkę.
Pozdrowienia :-)