Tanie wina były ostro siarkowane bo robiono je ze zgniłych owoców i żeby nie octowało należało dawać siary ile wlezie.
Kiedyś pracowałam latem w przetwórni owoców, gdzie miedzy innymi produkowano różne "siarkopole". Procedura była taka:
przyjeżdżały transporty owoców przemysłowych, których jedyna winą było to, że na przykłąd spadły z drzewa (np. jabłka) lub padał deszcz więc był wiadomo, że cały ładunek owoców się nie sprzeda jako świeże w sklepach, a wolnej zamrażalni nie było. Wbrew pozorom, to wcale ie były zgniłki. Owoce szły pod prasę lub do młyna, a potem do beczek, a jeżeli miały być całe - na przykład truskawki, to od razu szły do beczek. Jeżeli owoce miały być zamienione na kompoty lub dżemy natychmiast, to szły do kotłów, jeżeli miały zostać na później, to wlewało się do beczek kwas siarkawy zwany w skrócie siarką. Jeżeli były wolne baniaki fermentacyjne, to oczywiscie sok z owoców od razu tam lądował. Jeżeli baniaki były zajęte, to sok szedł do beczek i dostawał siarki. Jeżeli baniak fermentacyjny się zwalniał, to sok sie podgrzewało, by SO2 wyparowało i szedł do beczek. Oczywiście, część i tak zostawała rozpuszczona. Czasem, aby przyśpieszyć procedury, czyli uzyskać wymagane procenty, dolewało się spirytus do soku. I tak dalej... Wniosek z tego jest taki, że dawne "siarkopole" miały bardzo zmienną zawartość siarki.
Pozdrowienia :-)