A ja Renia sądzę, że Ty za bardzo wierzysz w zioła.
Basia też nie odradza antybiotyków, a jeden z Twoich fitoterapeutycznych guru podobno po ukąszeniu kleszcza profilaktycznie zaleca oprócz ziół antybiotyk o szerokim spektrum.
Antybiotyk to narzędzie, nie ideologia, więc nie ma o co się kłócić. Już sam fakt, że przez wiele lat na antybiotykach Wam się nie udawało poradzić z choróbskiem, a innym się udało, świadczy o tym, że to loteria: uda się lub nie.
Jeśli nie ma wyboru, to stosuje się dostępne środki. Antybiotyk się dostanie tego samego dnia, zbieranie surowców i materiałów na na przykład super-mieszanki podane na naszym forum, Adicox czy nawet jakieś klasztorne balsamy, to kolejne dni lub tygodnie bez terapii.
Nie wiemy, jak wielką kolekcję ziołowych "armat" ma u siebie Werbena, ale jeśli ich nie ma, to antybiotyk jest racjonalnym rozwiązaniem, dającym czas na poszukiwanie dalszej drogi.
Mnie kleszcze gryzą kilka razy w roku, ale nie mam jak na razie problemów. Jak dorwę, to wyrywam, jeśli zostaną resztki, to wydłubuję, a rankę paćkam jaskółczym zielem i każdemu tak radzę robić, jeśli ktoś się mnie pyta. Przynajmniej w Gdańsku jaskółcze ziele jest wszędzie, więc jest to wykonalne. A jeśli ktoś chce iść do lekarza, to z zapaćkaną jaskółczym zielem ranką szybciej dostanie antybiotyk, bo będzie bardziej dramatycznie wyglądać.
Z powodu kleszcza nigdy nie miałam antybiotyku, chociaż niejeden antybiotyk ogółem zaliczyłam, szczególnie kiedy byłam dzieckiem.
Pozdrowienia :-)