Pod pozorem walki z afrykańskim pomorem świń postanowiono wytępić dziki w Polsce, teoretycznie w interesie rolników, którzy mogą mieć problemy z eksportem mięsa z hodowanych przez siebie świń. Choroba jest groźna tylko dla świńskiego rodu, dla ludzi jest niegroźna, ale ludzie mogą przenosić wirusy, tak samo, jak nawet owady i inne zwierzęta. Jednak oskarżenie i wyrok śmierci przez rozstrzelanie padł na dziki. Ponieważ hobbyści - myśliwi się nie wywiązywali z zadania, nawet coś tam marudzili o etyce lub po prostu nie szli polować, to zaczęto werbować ochotników w wojsku do postrzelania w lasach.
Tak na prawdę, to raczej chodzi o wielkie firmy świniarskie, bo normalny rolnik, jeśli nie może hodować świń, to będzie hodował kozy i owce. Ponieważ wykonanie pomysłu polityków się przeciągało z różnych powodów, dlatego wprowadzono nawet kary za przeszkadzanie w polowaniach, o czym tutaj też rozmawialiśmy:
http://rozanski.ch/forum/index.php?topic=6409.msg78690#msg78690Jeśli ta choroba byłaby tak groźna, to dziki same powinny wymrzeć bez pomocy ludzi, a tak nie jest. Jeśli dziki są tylko nosicielami, ale nie chorują, to trzeba sprawdzić dlaczego i odpowiednio potraktować zwierzęta hodowlane. A tak politycy zdecydowali, że zwierząt chorych się nie leczy i w ten sposób wyrzuca się (do zakładów utylizacyjnych) możliwość rozwiązania problemu. Jednak rozstrzeliwanie dzików daje naszym politykom argument w dyskusjach z Brukselą, by pokazać, jak zdecydowane działania są podjęte w Polsce i by ułaskawili mieso z gigantycznych "polskich" świniarń, które już od dawna w większości wcale nie są polskie. Gdzieś widziałam w internecie, że Czesi poszli jeszcze dalej: jest premia 315 EUR od każdego zabitego dzika.
Jak to wygląda w praktyce: zwierzęta zastrzelone krwawią, krew zostaje w ziemi i jeśli zwierzak był chory, to wirusy też zostają w ziemi przynajmniej na pół roku. Jeśli zwierzak zostanie oprawiony w lesie, to więcej wirusów się rozejdzie po srodowisku, bo różne zwierzęta, w tym i latające, się oczywiście poczęstują i zaniosą wirusy wiele kilometrów dalej. W taki sposób choroba zamiast ograniczana, jest roznoszona. Przepłoszone niedobitki uciekają do innych rodzin, być może roznosząc wirusy, albo uciekają do miast, gdzie grożą im tylko samochody i pułapki, ale nie myśliwi.
Owszem, wkurza mnie, że nie mogę posadzić sobie tulipanów na srawniku, bo je dziki wyjedzą, ale wcale to nie znaczy, że sobie życzę, by te dziki zostały rozstrzelane tylko dlatego, że są dzikami.
Ogółem, poroniony pomysł z poronionym wykonaniem - to takie refleksje...
Pozdrowienia :-)