Susz bym zaparzał na wino kwiatowe ale już świeże kwiatostany być może tylko mielił. Ale kwiatowych nie robiłem.
Kłącze rdestowca czy mielone gałązki wierzby zalewam na początek wrzątkiem dla sterylizacji, wiadomo.
Ale już głóg czy dzika róża niekoniecznie - szpece zalecają odkazić lekkim roztworem pirosiarczynu. Robiłem tak ale co mi w tym nie pasuje: skórki owoców głogu potrafią się przez to odbarwiać a to one zabarwiają wino! Więc ostatnio zalewałem owoce garkiem gorącej wody żeby się chwilę sparowały (ale nie ugotowały) po czym dolewałem zimną wodę ze szlaucha. Można owoce gnieść a można fermentować w całości - wina mają bardzo intensywny smak i aromat więc nie ma problemów z przenikaniem ekstraktu z owocy do roztworu - w owocach także szaleją drożdże w znacznym stopniu ułatwiając ten proces uwalniania ekstraktu.
Zgniecioną tarninę zalałem tylko jednym czajnikiem wrzątku więc pewnie nie zabiłem na nich wszystkiego, co żyje - ale od czego mocne drożdże winiarskie, które dominują każdą inną mikroflorę występującą w nastawie? Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby mi wino nie wyszło na moich ulubionych aromatic wine complex. Niby nie bayanusy a mocne jak bayanusy, mają tzw. killer factor
