Kwiaty wiązówki mam w super jakości.
Brakuje mi korzenia aralii i zamanichy, gałązek cytryńca (a zamiast nasion mam całe owoce), korzeni wilżyny, wilczomlecza Fishera i piwonii kłaniającej się, ziela bażyny i liści wierzby Iwy. Resztę mam, albo jest łatwa do kupienie. Warto z tym startować? Trochę tego mniej, niż po jednym braku na blok.
Ale Twoja wiedza o tematycznych blokach u Barnaułowa jest nieoceniona! Nie zauważyłam tego. Bardzo dziękuję!
Z tą bliskością placebo masz rację. Nawet najpopularniejszy interferon beta nie odbiega od tego poziomu. Próbujemy więc różnych sposobów.
Po diagnozie i okresie buntu syn się zafiksował na długo na "metodach sprawdzonych w badaniach klinicznych" - uznał, że nie warto próbować niczego, czego nie poleca oficjalna medycyna.
Ostatnio na Allegro kupiłam za kilka złotych książeczkę "Próby leczenie stwardnienia rozsianego". Jest to tłumaczenie przewodnika dla lekarzy zebranego przez stowarzyszenie stwardnienia rozsianego w USA. Przejechali się po wszystkich znanych metodach i teoriach. Zanalizowali rózne diety, mega dawki różnych witamin, uzupełnianie minerałów, reczenie bakteriobójcze, wirusobójcze, przeciwzapalne, w tym sterydy, manewry składem krwi, interferon, terapia tlenem i wiele innych, których tu nie pamiętam.
Niektóre ocenili jako obiecujące i warte przeprowadzenia szczegółowych badań, większość określili jako działające w granicach placebo i naturalnego przebiegu choroby z rzutami i remisjami, niektóre hamują niektóre fazy choroby, ale później choroba nadrabia zaległości, niektóre są rakotwórcze (człowiek po kilku latach umiera na raka), niektóre poprawiają wyniki (na przykład wskaźniki stanu zapalnego), ale nie stan neurologiczny chorego, niektóre są niebezpieczne dla życia.
W zasadzie do dziś to się nie zmieniło.
Dlatego każde szamaństwo, o ile nie jest toksyczne, w tej chorobie ma sens, a kilka szamaństw skojarzonych może się wzmocnić.
Bogdan ma książkę Barnaułowa o neurologii, z której i ja korzystam, tak, że jego podkład teoretyczny chyba zna, jeśli ją przeczytał po kolei od pierwszego rozdziału. Niestety, Barnaułow pisze po kolei, jest gawędziarzem i trudno zacząć od środka jego książek.
Jeśli masz inne adaptogeny, to korzenie zamanichy i aralii nie są fundamentalne. Po prostu proporcjonalnie zwiększ dawkę innych, możesz dodać ziele kolcosiłu, czyli eleuterokoka, ziele rozchodnika wielkiego, ziele różeńca, kozłka, serdecznika - byle blok adaptogenny był zróżnicowany.
Zamiast wilczomlecza Fiszera można stosować jakikolwiek nasz dziki wilczomlecz - korzenie.
Cytryniec chiński musicie zahodować - zwykle sadzonki w marketach kosztują kilka złotych.
Wilżynę można kupić bez problemów w zielarniach, piwonię "kłaniającą się" można w zasadzie zastąpić innymi piwoniami, nawet, jeśli mogą być mniej skuteczne. Lepiej jest dać korzeń piwonii uprawnej (byle uprawianej w zielarsko rozsądny sposób), niż nic nie robić.
Jeśli nie znajdziesz bażyny, to daj znać na priv.
Pozdrowienia :-)