Witam
liczba odsłon tego watku skłania mnie do dalszych wynurzeń....
Więc na początku wrzesnia ur. dopadła mnie infekcja bakteryjna - angina. Gorączka dreszcze itd.
Antybiotyk jeden, potem drugi, leki przeciw zapalne. Niby przygałsa ale stany podgorączkowe trwiły mnie przez miesiąc, odezwała sie łuszczyca, doszły bóle stawów i ich opuchnięcia, bóle mięsni i scięgien. Ciśnienie poszybowało w górę i nie bardzo reagowało na leki. Zbyt chora aby żyć ....
Byłam u lekarzy różnych specjalności(dermatolog, neurolog, reumatolog, chorób wewn), zrobiłam górę badań (rzadko który parametr życiowy był w normie, z każdego badania wynosiłam kiepskie wyniki, tylko rtg stawów biodrowych i usg brzucha nie wykryło żadnych niedomogów) lekarze przeczyli sobie, grozili mi wózkiem inwalidzkim jeśli nie zastosuję metotrexatu. Dominował pogląd, że łuszczycowe zapalenie stawów zżera mnie. Straszna i beznadziejna perspektywa.
Ale od czego są zioła. Na poczatek zwalczałam gorączkę, potem za wysoki poziom kwasu moczowego (stosowałam brzozę), stosowałam zioła przeciwzapalne i po boreliozie oraz kit na jelita (dzięki Basiu), nalewkę z siedmiopałecznika, maść żywokostową własnej roboty, zioła na łuszczycę i inne mieszanki. Nadal piję zioła - co najmniej 4 szklanki dziennie, zażywam komplet witamin (A, B comp. C, D+K, E, koenzym Q10, cynk + selen, sylimarol, nefrol, potas, cytrynian magnezu - tak przez 2 miesiące)
Obecny stan: bóle i opuchlizny stawów ustapiły, bóle ścięgien i mięśni również (oprócz podudzi) kwas moczowy w górnych granicach normy, skóra na dłoniach blisko normy, wolniutko poprawia się wydolnośc fizyczna na tyle, że zaczynam działać w ogródku i mam na to ochotę i sprawia mi to radość :-). Wrócił optymizm i nadzieja na w miarę normalne życie.
Obecnie, oprócz kompletu witam piję zioła na nadciśnienie wg Klimuszki i dobrze działaja - wróciłam do dawki prestarium 5 mg i ciśnienie ok 140/80. Do tego popijam zestaw ziół na poprawę krążenia wg Treben. Jak to skończę to zastosuję brzozę na kwas moczowy, potem powtórzę mieszankę przeciwzapalną i przeciwłuszczycową.
Mam jeszcze jedno spostrzeżenie, ktoś (chyba Gumowska) napisała, że jesteśmy tym co jemy i to prawda. Klimuszko pisze, że po 60-tce należy wziąc rozwód z mięsem, Grande ostrzegał przed rosołami, D. Myłek (znana alergolog) piszę, że jemy za dużo mięsa, Treben wyklucza mięso czerwone z diety antyłuszczycowej. Ja nie powinnam jeść mięsa prawie wcale (2, 3 małe porcje na tydzień to dla mnie optymalna ilość). Jeśli zupełnie nie jem mięsa to skóra na dłoniach robi się twarda, sucha, skłonna do pękania, łuszczenia się. Jeśli sobie pozwolę na więcej to wyłażą krosty na ręce. Jeśli zjem porcyjkę mięsa/wędliny/ryby wtedy kiedy mam na to ogromną, nieodpartą ochotę nic mi nie jest.
Pozdrawiam
Małgorzata