Mielimy kiedyś spore ilości żmijowca koło pasieki. Był zwyczajny (ten niebieski) a nawet "ruski" (taki czerwony). Pszczoły oblatywały oba równie chętnie. Potem dostały jakiegoś choróbska i trzeba je było usunąć.
Zbierałem ziele z korzeniem, dlatego, że zbierałem dosyć późno, jak już przestawał nektarować. Niektóre kwiaty bywały już lekko przywiędnięte ale wcześniej nie chciałem pszczołom "od ust odbierać".
Kolega pił napary z łyżeczki na szklankę kilka razy dziennie. Zdiagnozowana nerwica wegetatywna (objawy sercowe), totalna gonitwa myśli, natręctwa.
Czuł się dobrze, mówił, że nadal po trzy razy sprawdza czy drzwi zamknął ale czuł, że to tak bardziej z przyzwyczajenia niż z musu - tak bez paniki, że na 100% nie zamknął.
Poza tym stał się mniej "rozbiegany" (nie miał ciągłej potrzeby robienia czegoś), łatwiej mu się zasypiało, potrafił się bardziej skupić.
Potem się trochę za bardzo wkręcił - parzył w termosie, dawka przysłowiowo końska, nawet w modelarstwo się zaczął bawić - taki luzak się z niego zrobił.
Ale skończyło się reakcją alergiczną - wysypka, wymioty, kurcze żołądka. No i porzucił "przygodę" ze żmijowcem.
Tak więc z moich doświadczeń - w małych dawkach, jak najbardziej.
O obcowanie z duchami i przeskakiwanie w czasie musiałbym podpytać.