Ja zaliczyłam ten kurs, z poślizgiem, bo wypełnić formularz i zapłacić poszło błyskawicznie, ale potem w końcu trzeba było odsłuchać i przeczytać należne materiały, co w końcu wykonałam.
Część anatomiczno-fizjologiczna materiałów w wersji dźwiękowej jest nieco za szybka, a pdf-y trzeba czytać razem z Wikipedią, by zrozumieć obrazki i je powiększyć, bo są głównie z Wikipedii, ale to jest do przejścia, a przy okazji poczyta się Wikipedię..
Część "roślinna" to na filmach wykłady naszego Gospodarza, a w pdf-ach część materiałów z bloga, część z filmików, a część to tylko tytuły - do odsłuchania z filmików.
Ogółem warto, chociażby dla tych materiałów.
***
Ostatnio pisałam do Kaminskainena coś takiego:
Obecnie naukowcy zajmujący się teoretyczną fitoterapią nie są lekarzami, lekarze nie zajmują się fitoterapią, a praktyczną fitoterapią zajmują się mniej lub bardziej przyuczeni amatorzy. Publikacje naukowe są niezrozumiałe i nieużyteczne dla przypadkowego społeczeństwa, dzięki czemu jest ogromne pole do popisu dla książek o zagłodzeniu grzybów na śmierć lub o mleku powodującym osteoporozę, a to wszystko podlane sosem spisku wielkich korporacji, czyli ogółem kompletna paranoja.
Jak to błędne koło rozerwać? Chyba znów zacząć uczyć lekarzy fitoterapii.
Pozdrowienia :-)