Przy okazji sobotniego spacerku wzdłuż ujścia Wisły do morza testowaliśmy znikacz kleszczy, który dostałam w prezencie z nadmiarów wytwarzanych na warsztatach Inez w Gdańsku na początku kwietnia 2017.
Wynik:
ja popryskałam gołe nogi, chodziłam w spódnicy. Na nogach nie miałam nic, jeden łaził mi na szyi, ale on musiał spaść z gałązek, z góry.
Adaś Pupka popryskał spodnie, ale miał kleszcza już wgryzionego pod spodniami.
Pozostałe osoby, które nocowały u mnie, chyba kleszczy nie miały.
Możliwe, że samo popryskanie ubrania nie rozwiązuje sprawy, jednak trzeba pryskać skórę, przynajmniej nad skarpetami.
Trzeba przyznać, że wyrób nie śmierdzi perfumerią, tak, że chyba wypryskanie psa nie będzie się kwalifikowało jako znęcanie się nad zwierzętami.
Dalsze testy nastapią ;-)
Pozdrowienia :-)