Ludzie nie zdają sobie sprawy z pustynnienia Polski i braków wody. Mają wodę w kranie, więc nie ma problemu. Do tego golenie prawie do zera trawników, a późnej podlewanie przesuszonej trawy, żeby mieć taki super trawniczek jak w telewizji pokazują. Po otwarciu kopalni w Bełchatowie ludziom mieszkającym 30km dalej poziom wody spadł o kilkanaście metrów.
Dawniej pola uprawne były dużo mniejsze, a między nimi były pasy drzew. Przy drogach były rowy utrzymujące wodę, teraz mało gdzie są, woda często leci w studzienki kanalizacyjne i do natury raczej nie wraca. Najgorsze jest to, ze poza dbaniem o trzymanie wody w glebie na własnej działce niewiele da się zrobić. Jak to mówią: chcesz zmienić świat, zacznij od siebie. Choć pewnie i to niewiele da, gdy większość ludzi kreuje swoje potrzeby wedle tego co zobaczą w telewizji, a sprawy środowiskowe i myślenie przyszłościowe są gdzieś poza zakresem ich zainteresowań. Szkoda, bo ich dzieci i wnuki mogą mieć przez to poważne problemy. Kampanie prośrodowiskowe spływają po ludziach jak po kaczkach, bo to niemodne (a przynajmniej bo nie ma tego w ich ulubionym serialu). Czy jest w ogóle jakiś sposób, żeby to zmienić?