Jeśli Twój problem nazywać derealizacją, to pewnie jest to z tej samej kategorii psychologicznej, która wszystkiego upatruje w związkach seksualnych z rodzicami. To nie jest złośliwe w stosunku do Ciebie, to taki ogólny komentarz na temat psychologii i teorii psychologicznych. Ja studiuję psychologię praktyczną: mam dorastającego psa ;-).
Zacznijmy od sprawy najprostszej, czyli płuc.
Ze spirometrią poradzić sobie jest prosto: jest lato, woda ciepła, ponurkuj sobie z maską na oczach na zatrzymanym oddechu. Inne ćwiczenie "lądowe": idź ulicą, na której są w regularnych odstępach latarnie. Idąc od pierwszej latarni do drugiej głęboko oddychaj, zwracając uwagę na gruntowne wydechy - wdechy są mniej istotne. Chodzi o przepłukanie płuc z zalegającego powietrza. Na odcinek między latarnią drugą i trzecią zatrzymaj oddech i tak dalej. Nie chodzi o kilometry na bezdechu, chodzi o przyzwyczajenie płuc do kontrolowanej pracy. Niektórzy trenują rekordy bezdechu na fotelu, ale to nie ma sensu, bo w ruchu jest inne zużycie powietrza i potrzeba oddychania. Kiedy myślisz o oddechu, rób głębokie, spokojne wYdechy i oddychaj brzuchem. To bardziej kobiecy sposób oddychania, ale poćwicz. W ten sposób poćwiczysz przeponę i pojemność oddechowa Ci z tego tytułu wzrośnie. To są normalne ćwiczenia oddechowe dla płetwonurków i ratowników wodnych.
To, że masz wynik spirometrii jakiś, w sumie mało o czym świadczy, najwyżej o mięśniach żeber i o przeponie. Ważniejsza jest jakość wymiany w pęcherzykach płucnych.
Żeń-szeń czy inne adaptogeny niekoniecznie bym polecała, bo one mogą pogłębić problemy Twojej "ściany". One są lepsze na wyczerpanie bardziej fizyczne.
Z ziół ja bym polecała szczególnie korzeń arcydzięgla - jak to dawniej pisano "myśli strapione rozjaśnia". Chmiel, melisa - też warto. Z gotowych piguł Valused.
Pozdrowienia :-)