Najłatwiej znaleźć "przy ludziach" i wręcz w mieście - na wsiach tu i ówdzie także, bardziej w cieniu, obrzeża parczko-lasków. W terenie odludnym podobno się obserwuje zanikanie stanowisk - no ale wyginąć nie wyginie, w miastach jest go wręcz jakby coraz więcej, całe trawniki bywają zdominowante... Nie jest to idealne miejsce zbiorów, ale już Las Rkowiecki we Wrocławiu jest idealny. Tam przeorali kawałek lasku i założyli jakąś szkółkę - i dno lasu w tym miejscu glistnik absolutnie zdominował, właśnie tę poruszoną ziemię. Wszędzie było żółto. I to są takie akuratne miejsca - podmiejskie parko-zarośla, także nadrzeczne.
Nad rzekami szczególnie widać tę "synantropijność" glistnika: przy moście jest go zawsze dużo, dalej w głuszy z rzadka widziany. W ogóle kilkadziesiąt metrów wokół mostów jest często całkiem inna roślinność, niż dalej, z dala od dróg i siedzib ludzkich. Śmiesznie też widać ten "efekt mostu" na przykładzie ryb - wędkarze pomijają pierwsze 100-150 metrów rzeki nie wierząc, że tam coś mogło się ostać (np. łowcy pstrągów) i właśnie te odcinki bywają najrybniejsze. Z drugiej strony coraz więcej co zmyślniejszych wędkarzy "obczaja" tę regułę. Ale i tak największe pstrągi na Pomorzu łowi się we wsiach... bo miejscowi nie kłusują we wsi, na widoku, tylko idą gdzieś w las
