Dzień dobry kochani,
Podpowiedzcie coś proszę.
Poniżej moja historia, która - jak się okazuje po napisaniu - wcale nie jest taka krótka:
- w lipcu 2015r. niedowład lewostronny, pobyt na neurologii i sterydy. Na podstawie wyników rezonansu głowy (trzy ogniska zapalne, w tym jedno aktywne) i punkcji (są prążki oligoklonalne typ 2) dostaję diagnozę wieloogniskowego uszkodzenia mózgu o charakterze demielinizacyjnym (z twierdzeniem lekarzy, że to pewnie stwardnienie rozsiane),
- pod koniec pobytu w szpitalu na moją prośbę zostaje wykonane badanie krwi na boreliozę. Test Elisa, wychodzi w nim bardzo wysokie IgG, w związku z czym dostaję skierowanie do poradni chorób zakaźnych z powodu przebytej boreliozy (oczywiście obok skierowania do poradni neurologicznej),
- w sierpniu 2015r., ponieważ prawdopodobnie za długo przyjmowałam sterydy, ląduję na izbie przyjęć z silnymi skurczami lewej strony ciała, które przechodzą po miesięcznej suplementacji potasem i magnezem i codziennej pracy z rehabilitantem,
- w sierpniu 2015 r. radzę się neurologa – podobno najlepszego w Polsce specjalisty od SM, który pyta, czy była badana borelioza w płynie mózgowo-rdzeniowym (nie była) i mówi, że lepiej póki co leczyć boreliozę (bo to można zaleczyć), przy okazji mam bardzo niski poziom witaminy D3, suplementuję więc D3+K2 MK7, grupę witamin B, magnez, potas itd.
- powoli niedowład wycofuje się i całkowicie znika po ok. 2 miesiącach. W tym czasie piję duże ilości świeżo wyciskanych soków z marchwi i buraka, codziennie jem pastę budwigową, ćwiczę w miarę sił,
- w tym samym czasie, przez 3 tygodnie biorę Citrosept i prowokuję krętki borelii „do wyjścia”, następnie robię Western-Blota, który mimo wszystko wychodzi mocno dodatni, ale tylko w klasie IgG. Robię też arcydrogi test LTT, którego wysoki wynik wskazuje na aktywne zakażenie boreliozą,
- zapisuję się do poradni chorób zakaźnych z terminem wizyty za rok, więc znajduję lekarza ILADS, który leczy moją boreliozę – przyjmuję przez 3 miesiące 3 antybiotyki (tinidazol na rozbicie krętek, tetracyklinę na zabicie krętek + antybiotyk przeciwgrzybiczny), piję szczeć, czystka, skrzyp.
- w trakcie kuracji lekarz ILADS dziwi się, że w ogóle nie odczuwam żadnych skutków leczenia, tzn. nie czuję się ani lepiej, ani gorzej. Robię też test na obecność chlamydii – której nie mam Ponieważ już z założenia nie podobała mi się idea ładowania w siebie dużej ilości antybiotyków, zarzucam po trzech miesiącach kurację, pozostając jedynie przy ziołach (na kilka kolejnych miesięcy),
- po leczeniu antybiotykami wykonuję ponownie test Western-Blot na boreliozę – i ku mojemu negatywnemu zdziwieniu, mój poziom przeciwciał IgG w ogóle nie zmalał (utrzymuje się na tym samym poziomie). Robię też rezonans głowy i bardzo ucieszona na wyniku widzę, że każda z moich trzech zmian w głowie zmalała, żadna nie jest aktywna.
- biorę tylko witaminy i dobrze się czuję aż do września 2016r. , kiedy to mam kilkudniowy epizod, gdy nie mogę nic przy kimś zjeść czy wypić, bo trzęsą mi się ręce, gdy próbuję trafić łyżką czy widelcem do ust,
- problem z jedzeniem znika, ale potem dochodzi problem z lataniem obrazu przed oczami, które przeradza się w podwójne widzenie lewym okiem (tzn. gdy patrzę obuocznie w lewo), niewyraźnym mówieniem i spastycznością lewej strony ciała,
- kładę się na neurologię na badania, gdzie mimo ustaleń ze mną nie robią mi ponownie punkcji by sprawdzić, czy jest borelioza w płynie mózgowym (bo skoro i tak mam prążki w płynie, to pewnie jest SM), test Elisa i Western-Blot na boreliozę pokazują, że jest wysoki poziom przeciwciał IgG, badanie przeciwciał ANA i ANCA – nieobecne, potencjały wzrokowe wychodzą obuocznie nieprawidłowe, w rezonansie głowy wychodzi mi jedno nowe ognisko w móżdżku, a jedno stare ognisko zniknęło (albo zostało przeoczone). Dostaję diagnozę SM i skierowanie do neurologa i poradni chorób zakaźnych (termin wizyty za 9 miesięcy)
- idę na izbę przyjęć do szpitala zakaźnego pokazać moje wyniki i słyszę to, co się spodziewałam usłyszeć: pani nie ma boreliozy, wysokiego IgG się nie leczy, leczy się tylko IgM.
Co robić? Wróciłam pokornie do pasty budwigowej, kupiłam nalewkę ze szczeci, piję czystka. Nadal mam lewostronną spastyczność i czasem problemy z mówieniem, podwójne widzenie przerodziło się w wyblakły obraz z poświatą, gdy patrzę lewym okiem. Neurolog mówi, że ten poziom przeciwciał IgG mi nie spadnie, bo one już zawsze będą, jak to po starej boreliozie i żebym się zapisała do programu na interferony. Tylko, że ja nie mogę się pogodzić z diagnozą… Bo przecież SM to wewnątrzoponowa synteza IgG, a u mnie jest to wysokie IgG - co prawda borelli, ale... Wracać na ILADS? Chciałabym mieć dzieci, bo już trzydziestka na karku… Z antybiotykami mi nie po drodze - zwłaszcza z kilkuletnią terapią ILADS, wolałabym mieć zdrowy, przygotowany organizm na poczęcie maluszka, a co robią antybiotyki z człowiekiem - wiadomo. Interferony zresztą też... Tylko, że boreliozę lepiej przeleczyć przed ciążą, a gdy jest SM, to lepiej urodzić zanim człowieka rozłoży.
Kocham zioła, jestem miłośniczką naturalnych metod leczenia (przez wiele lat nie wzięłam żadnej tabletki do ust), dbam o siebie, od ładnych kilku lat zdrowo się odżywiam, a tu takie coś. Świeżej boreliozy nigdy wcześniej nie leczyłam - nie wiem, czy miałam kiedykolwiek kleszcza - faktem jest, że mieszkałam przez 20 lat na terenach endemicznych, ale to nie musi być decydujące.
Jeszcze nie próbowałam protokołu Buhnera, wiem też, że dr Różański sporo pisał na ten temat... Ale już w takim razie nie wiem, czy się zajmować tą boreliozą, której może nie mam, czy pokornie przyjąć diagnozę SM, na którą na razie mam pomysł z immunomodulinem (którego na razie nie można dostać), jakimś zestawem ziołowym i oczywiście dietą.
Podpowiedzcie, proszę.
Pozdrawiam serdecznie. Mam nadzieję, że zostanę z Wami na dłużej, nie tylko jako poszukująca pomocy, ale też może czasem jako ktoś z dobrą radą :-)