Albo zasada maksymalnej nieufności: wieczorem przegląd techniczny, a w dzień, o ile jest się nad wodą, to pływanko, by łażące kleszcze odpłynęły w siną dal, dla rybek.
Jest jeszcze inna sprawa, że jeśli kleszcze w większości spadają z krzaków, to szczelne ubrania i odstraszacze mogą przesunąć moment wbicia sie w czasie. Kiedyś znalazłam kleszcza po kilku dniach od chaszczowania - założyłam spodnie i poczułam, że coś łazi, a on czekał te kilka dni w zakamarkach ubrania.
Ogółem, przy zbieraniu ziół ja wolę mieć na sobie mniej ubrań, niż więcej, właśnie z tego powdu, ale to jest sprawa indywidualna.
Zero zaufania do zastosowanych środków, przed podrapaniem się trzeba sprawdzić, dlaczego swędzi, a w sezonie przegląd techniczny trefnych miejsc codziennie wieczorem.
Samodzielne zbieranie ziół, ruch, poczucie kontroli nad własną sytuacją - to wszystko poprawia stan psychiczny, co bezpośrednio wpływa na tzw. niespecyficzną odporność, co może być bardzo ważnym czynnikiem ochronnym przed załapaniem chorób odkleszczowych.
Ja co roku łapię kilka kleszczy, a ile z siebie zdejmuję, to nawet nie liczę, jednak jak na razie jestem bezobjawowa.
W razie złapania kleszcza, ja zwykle polecam, by delikwenta za fraki wyrwać, resztki wydłubać, rankę rozdrapać i zapaćkać sokiem z jaskółczego ziela. Dobrze jest mieć jakiś krzaczek jaskółczego ziela gdzieś na podorędziu, blisko domu, właśnie na takie wypadki. W razie braku, to można skądeś wydłubać sadzonkę i posadzić gdzieś pod krzakiem, tak, by było pod ręką.
Jeśli ktoś zapragnie antybiotyku na poprawę stanu psychicznego, to taka porządnie rozdrapana i zapaćkana ranka zdecydowanie łatwiej skłoni medyka do wypisania recepty.
***
Statystycznie, jeśli chodzi o środki ostrożności, to należy uważać na skrzyżowaniach i nie wchodzić na jezdnię, bez upewnienia się, że zbliżający samochód stanie, niezależnie od koloru świateł.
Pozdrowienia :-)