A wracając do tematu...
po ponad 20 latach używania balsamów z drogerii wysuszyłam skórę do cna. Swędziało masakrycznie, spierzchnięte, popękane. Na pierwszy ogień poszedł macerat z mniszka. Kwiatki zalałam zwykłym olejem rzepakowym, maceracja i potem wcierałam po kąpieli na mokre ciało. Po kilku dniach fajnie wygoiło popękane pięty. Ale smarowanie się olejem nieco upierdliwe bo piżamka tłusta, to korzystając z receptur internetowych zrobiłam krem nawilżający z kwiatow dzikiego bzu.
Napar wodny plus macerat olejowy na ciepło. Połączone woskiem pszczelim. Technika wykonania - jak majonez domowy. Efekt super. Po kilku tygodniach stosowania mam skórę jak przysłowiowa doooopcia niemowlęcia. Juz nie pamiętam kiedy ostatnio taką miałam. To chyba wtedy gdy na stojąco właziłam pod stół na chleb mówiłam "bep" a na muchy "ptapty"
Cena tez super - jakieś 4 zł za ok 700 ml. Dobrego balsamu w tej cenie nigdzie nie ma. Próbowałam na oleju kokosowym. Konsystencja mi nie odpowiada, poza tym rozwarstwia sie. Po dodaniu do takiego balsami olejku geraniowego "mucha nie siada, komar się ślizga"
- wieczorem na tarasie nic mnie nie pokąsało. Teraz zbieram płatki nagietka na maść nagietkową - bo apteczna droga. I zrobię to jak w przypadku mniszka - macerat olejowy zagęszczony woskiem pszczelim. Kupiłam w pasiece 1 kg/30 zł. Starczy na dłuuuugo.