Moja sławna żona zmaga się okresowo już nie to, że z AZS, tylko głównie ze zjadliwą bakterią panoszącą się okresowo zwłaszcza na twarzy. Liszajec nie leczy się trudno ale jeśli pod to podchodzą silne reakcje alergiczne (na bakterię!) a za nimi zmiany atopowe, to się ciągnie i rozprzestrzenia a nawet przybiera wybujałą postać przyprawiającą o zdumienie lekarzy-zakaźników ze szpitala (przypadek sprzed kilku lat, zmiana na pół policzka dochodząca do oka = bardzo niebezpieczna!). Zgodnie z tym co sugerował dr Gawlik odporność poprawiła się na tyle, że coraz łatwiej to zahamować - ale jednak jesienią to lubi się rozkręcić.
Od zeszłego roku ustaliliśmy ścisły katalog najskuteczniejszych środków:
- zgnieciona świeża cebula zalana wrzątkiem jako "tonicum" - rewelacja!
- ciemna maść propolisowa własnej roboty lub ze znanego źródła (pasieki);
- napar z korzenia arcydzięgla na mleku do picia;
- w szczególnie rozbabranych miejscach z pękającą skórą - punktowo olejek tatarakowy (inne dużo gorsze choć herbaciany też niezły).
Na tym katalog się zamyka - standardy medycyny przewidują oczywiście antybiotyk ale jego działanie nie umywa się do cebuli i propolisu (miejscowo) i do arcydzięgla popijanego, który działa wprost wspaniale. Nie jestem w stanie określić, na jakim odsetku powikłanych pacjentów on tak działa ale mamy kilka sygnałów, że ogólnie działa i pozwala uniknąć brania duracefu (który tak czy owak warto w domu mieć). Pije się 2-3 razy dziennie kubek naparu z czubatej łyżeczki (czyli po prostu "napar" 200 ml) aż się wyzdrowieje, potem warto pociągnąć powiedzmy do 3-4 tygodni. Po miesięcznej przerwie pewnie można znów brać ale na razie nie było potrzeby. Na pewno trzeba z tym uważać latem ale potrzeba zażywania jest jesienią-zimą a nie latem. Brała też nalewkę z baldachów na czystym spirytusie ale nie umywa się ona do korzenia na mleku - owszem, widać działanie i poprawę ale WYLECZYĆ nie wyleczy. Mleko musi być oczywiście najlepsze dostępne i tłuste (to jest clue).
Warto byłoby ten katalog rozszerzać bo wielu chorych na AZS i łuszczycę jest przez bakterię przypieranych do ściany, można by powiedzieć że gdyby nie te wtórne powikłania to radziliby sobie całkiem-całkiem... tymczasem są tacy, którzy regularnie co pół roku muszą iść na wlewy metronidazolu. Jest to oczywiście ślepy zaułek i zdrowotna katastrofa ale oficjalna medycyna nie jest tej osobie inaczej w stanie pomóc. My byśmy już mogli to i owo podpowiedzieć. Przypadek z jakiegoś forum, nie jest to osoba z którą miałbym kontakt albo znał jej dalsze losy.
No więc wytypowanie jakichś alternatywnych propozycji dla arcydzięgla nie byłoby głupie przy czym godne uwagi będą chyba wskazania z tradycji... samo "działanie przeciwbakteryjne" wykazane in vitro nie jest wiele warte bo chodzi o działanie szczególnego rodzaju - no i oczywiście ogólnoustrojowe bo przyczyną takich nawracających powikłań potrafią być ukryte gdzieś głębiej ogniska zapalne/bakteryjne. Musi to być więc ogólnoustrojowe działanie w stężeniach, w jakich działają dobre antybiotyki czyli w minimalnych (w przypadku dzięgla mogą to być felandreny i niektóre laktony) a na dodatek wykazujące tę skuteczność w szczególności w tkance skórnej, jak powiedzmy duracef, zinat. Miarodajną literaturą medyczną byłyby więc dane kliniczne - nieistniejące

Ciekawym tropem jest na pewno spostrzeżenie Gumppka nt. barszczu Sosnowskiego - ma być superziołem przeciwbakteryjnym. Intuicyjnie obstawiałbym korzeń jako jeszcze lepszy od owocu ale... w przypadku tak powikłanych i wrażliwych chorych uważałbym bardzo z takimi roślinami. Szukamy więc chyba dalej - i może nie w "selerach" (skądinąd przecież wspaniałych) tylko gdzieś indziej, być może tam, gdzie się nie spodziewamy. Ot, glistnik dla przykładu
