Nie tylko szpitale ponoszą odpowiedzialność za produkcję antybiotykoodporności.
Czytałem, oglądałem, ale też i Gospodarz na ostatniej konferencji w Panewnikach mówił na ten temat.
W uroszczeniu wygląda to tak: Mamy fermę kurzą, hodowlę świnek lub innych zwierzątek hodowlanych.
Jak wygląda sprawa podawania antybiotyków w hodowlach, większość z nas wie. Owszem przepisy UE od jakiegoś czasu zabraniają podawania pasz z dodatkiem antybiotyków. Poza Unią, gdzie przepisy są inne, dalej leci po staremu. Kto z nas wie, czy akurat nie kupił pięknego kurczaka z Brazylii, gdzie wręcz wychwala się antybiotyki w paszach, bo te sterylizują układ pokarmowy .... ( wypowiedź pewnego brazylijskiego superspeca od weterynarii, który wypowiadał się takim tonie na jakimś filmie dokumentalnym). Jednak w samej Unii nie zabrania się leczenia zwierzątek antybiotykami, więc.... sporo choróbsk trzeba zwalczyć, żeby nasz brojlerek dalej pięknie rósł. Tyle, że antybiotyk wali mu się do paśnika już nie w paszy jeno osobno.
Z jednej strony mamy mięso z antybiotykowymi stymulatorami wzrostu, lub antybiotyk po "leczeniu" który nie tylko "leczy" ale i pomaga w przyroście masy. Ktoś powie: nie jem tego faszerowanego g...a. Bedę wegeterianinem.
I tu niestety rodzi się konkluzja: i co z tego ?
Kto pomyśli, że gdzieś odchody i ściółkę z hodowli trzeba wywieźć. Oczywiście, że na pola uprawne, wszak gnój i gnojowica to pożyteczny nawóz. Odpowiednio zastosowane wydatnie wspomagają plonowanie.
Idzie sobie wegetarianin kupić takie warzywka, owoce i dalej wcina to od czego uciekał, rezygnując z faszerowanego mięska. Z jednej strony mamy ciągły napływ rozmaitych antybiotyków, zapewniający nam stan podtrzymania, z drugiej strony coraz sprytniejsze mikroorganizmy, które też chcą przeżyć.
Tak oto ludzkość funduje sobie kolejne strzały w kolano i to od razu z armaty. Bakteria, grzyby inksze szybciej się dostosowują i przeżyją, człowiek ma niestety już z nimi pod górkę.