Zrywałam dzisiaj kwiaty sosny (co za relaksujące zajęcie) i tak myślałam o twoim poście.
Nasze czasy nie zasmucają mnie akurat w kontekście religijnym, tylko z powodu zaniku umiejętności "kombinowania" w społeczeństwie. Gospodarka niedoboru wyganiała ludzi do lasu po jarzębinę, czeremchę i inne różności ... na nalewkę, bimberek, a teraz wystarczy do sklepiku , nawet w Niedzielę Wielkanocną. Dla wielu osób szczytem bohaterstwa jest wybrać jedną z pięćdziesięciu zup w proszku, mało kto chce ją sobie zrobić sam. Dostępność gotowych rozwiązań rujnuje mózgi. I to jest smutne.
A w aptece pojawiła się reklama leku , który należy spożyć po przejedzeniu. No to po co uważać, co się je?