A mnie ktoś kiedyś powiedział: trzeba być zdrowym, żeby chorowac. Coś w tym jest...trzeba sie dodzwonić do przychodni, przymilać się przez telefon do pani z rejestracji, żeby wyznaczyła sensowny termin i godzinę. Sensowny termin okaże się jednak w praktyce bezsensowny, bo trzeba swoje odsiedziec przed gabinetem, bo lekarz się spóźnił, bo pacjent był bardziej chory od nas itp., wysłuchać jak to jednej pani pomogło to, a innej jeszcze co innego. Nie zależnie czy się idzie z chorobą, czy po skierowanie - jest tak samo. Wejdzie sie do gabinetu, nie oszukujmy się na około 5, góra 7 minut. Przy sprawnym wyłuszczeniu sprawy i poproszeniu o skierowanie - góra 3 minuty. Najlepiej miec wygląd zbolały, co w przypadku choroby jest możliwe, lichy i durnowaty, nie epatowac jakąkolwiek wiedzą zielarską. Można się przyznac ew. do picia rumianku czy mięty. Być na emeryturze, bo zazwyczaj wtedy ma się sporo czasu.
Inaczej rozpatrujemy kogoś kto ma full service w abonamencie.